Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt mar 07, 2008 20:33

Podoba mi się ten układ z Wujem :)
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob mar 08, 2008 15:21

Ojeeeeeeeeeeeej, trafnie zgadłam tożsamość Wnuka tudzież Dzaidków: Ramola i Rupols, ale... pogubiłam się w miejscu akcji...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 08, 2008 17:54

Cierpliwość wuja Kacpra miała jednak swoje granice. Mniej więcej na wiosnę zaczął pokazywać humory, nocami wychodził z szafy i złośliwie przestawiał budzik, aby wnuk po raz kolejny spóźnił się na zajęcia, rozsypywał cukier albo sól i odkręcał wodę w łazience tak, że uporczywe kapanie z kranu budziło wszystkich nad ranem. Pewnego popołudnia wnuk wszedł do pokoju, otworzył szafę i wrzasnął :
- Umówiłem się z Jowitą ! Tą z lokami !
Szafa zatrzęsła się i prychnęła kłębem kurzu. A potem wyleciały z niej na kształt powietrznej trąby wszystkie ubrania.
Wieczorem zwołano rodzinną naradę, na którą nawet i dziadek Baltazar orzekł, że wuj Kacper z nudów gotów zamienić się w poltergeista i postanowił razem z szafą przenieść się do Melchiora, gdzie wszyscy razem na pewno by się nie nudzili. Słuchałem rozmowy stojąc na kredensie, ponieważ wnuk orzekł, że byłem częścią życia wuja Kacpra i pozostawienie mnie na górze , gdy orzekało się o rzeczach
WAŻNYCH byłoby wysoce niestosowne
Sprawę przedyskutowano jeszcze kilka razy i postanowiono, że z początkiem lata dziadek Baltazar przeprowadzi się do swego brata, gdzie wszyscy po kolei będą ich odwiedzać.
Kiedy sprawa została zamknięta, a list do Melchiora napisany nieoczekiwanie pojawiła się Tereska.
Ze swą zwykłą, kwaśną miną oświadczyła, że przyszła po starą szafę, nastała bowiem moda na antyki.
Nie pomogły tłumaczenia, że szafa stoi w pokoju tak długo, że na podłodze zdążyły porobić się ślady, ani że do ruszenia jej z miejsca potrzeba nie lada siłacza.
- Pozwólcie, że sprawdzę to sama – rzekła Tereska i nie pytając o pozwolenie udała się na górę.
Za chwilę usłyszeliśmy straszliwy łomot i pisk Tereski, która pędem zbiegła ze schodów i jak kometa przemknęła przez przedpokój.
- A szafa ? – zagrzmiał w ślad za nią dziadek Baltazar.
Ale Tereski już nie było.
Dni stawały się coraz dłuższe. Padające z okna promienie słońca opierały się o drzwi szafy mile je rozgrzewając i wuj Kacper wzdychał z zadowolenia.
Ataki złości jakby trochę ustały, choć od czasu do czasu zdarzało mu się jeszcze przesunąć krzesło, albo zerwać dodatkową kartkę z kalendarza.
Tak doczekaliśmy dnia, gdy szafa z wujem Kacprem i dziadek Baltazar mieli opuścić dom i zacząć nowe życie w domu wuja Melchiora.
W noc poprzedzającą wyjazd dziadek Baltazar i wnuk odbyli długą rozmowę w pokoju wuja Kacpra.
Nasłuchałem się wspomnień i opowieści z przeszłości, dobrych rad dotyczących blondynek z anielskimi loczkami i korelacji urody oraz ilorazu inteligencji.
Wnuk łzawo przytakiwał, dziadek kurzył fajkę, a szafa od czasu do czasu chrząkała znacząco.
Nowy dom był widocznie nie daleko, bowiem wnuk obiecał, że będzie odwiedzał obu starszych panów możliwie jak najczęściej, co nie będzie wcale trudne, ponieważ w pożegnalnym prezencie dziadek Baltazar ofiarował mu samochód.
Samochód nie był wprawdzie nowy i podobnie jak wuj Kacper miewał swoje fochy i humory, ale wnuk był bardzo zadowolony.
- Tereska mówiła, że jest moda na antyki – podsumował. – no i w dwie godzinki zawsze mogę do was dojechać.
Oczywiście cała rodzina przedyskutowała jeszcze sprawę kota, czyli mnie.
Dziadek Baltazar wspaniałomyślnie zezwolił, aby wnuk mógł sobie mnie zatrzymać, co prawdę powiedziawszy nie napełniło mnie zbytnią radością – wnuk miał coraz mniej czasu i coraz bardziej gdzieś się spieszył…
„ Najwyżej ruszę w drogę ” pomyślałem odprowadzając wzrokiem taksówkę bagażową i podążający jej śladem ostatnio modny antyk… ”
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob mar 08, 2008 17:58

ale jeszcze troche do końca zostało :?:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob mar 08, 2008 19:15

Pewnie
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob mar 08, 2008 19:45

:D

To my w zasadzie przez cały czas mamy do czynienia z iście wybuchowym trio , choć Wuj Kacper jest obecny jedynie duchem :lol:

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 09, 2008 19:31

Brązowy Kot pewnie korzystał dzis ze słoneczka i jeszcze nie przygotował bajusi.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie mar 09, 2008 19:50

Opowieść trzydziesta szósta


„ Dni stawały się coraz dłuższe i coraz cieplejsze. Przez otwarte okno dolatywał zapach kwitnących lip i leniwe brzęczenie pszczół . Promienie słońca przesuwały się po moim grzbiecie, a w ich smudze tańczyły drobiny złocistego kurzu.
Rozleniwiony, senny spędzałem dni spoglądając w bujną zieleń za oknem, a w parne, duszne noce włóczyłem się krętymi uliczkami, lub alejkami starego parku. Nad moją głową przelatywały bezszelestnie nietoperze, w konarach drzew pohukiwały sowy, a spomiędzy liści prześwitywały gwiazdy.
Którejś nocy wspiąłem się na jedno z drzew, przysiadłem na grubej gałęzi i spojrzałem w górę. Księżyc był już prawie w pełni i swoim blaskiem przyćmiewał gwiazdy. Nagle…wydało mi się, że pomiędzy migoczącymi światełkami dostrzegłem jedno wyraźniejsze, większe, które zawadiacko mrugało w moją stronę. Byłem prawie pewien, że rozpoznałem ją pośród tysiąca innych – moją gwiazdę, która spoglądała na mnie świecąc nad dachem bielonego dworku, nad werandą, nad strzechą malutkiej chatki.
- Marzyłem, o tobie…- szepnąłem unosząc wysoko głowę. – Śniłem o tobie…gdzie byłaś ?
Ale gwiazda tylko błysnęła trochę jaśniej i ukryła się za chmurą.
W oddali zagrzmiało.
Zsunąłem się na dół, w gęste paprocie i pobiegłem w stronę domu. Gdy błękitne światło błyskawicy rozjaśniło niebo wskoczyłem na parapet. Siedziałem w otwartym oknie dopóki pierwsze ciepłe, ciężkie krople nie zaszeleściły w trawie.
Wślizgnąłem się do pokoju i usadowiłem na swoim miejscu.
- Już czas – szepnęło coś za moimi plecami tak niespodziewanie, że aż drgnąłem. Odwróciłem się, ale nie dostrzegłem nikogo, tylko nieduży , szary cień, który przemknął po ścianie i zniknął w ciemnym przedpokoju.
- Już czas – powtórzyłem wpatrując się w okno, za którym szalała czerwcowa burza.
Rankiem na niebie pojawiła się ogromna tęcza, która – przysiągłbym – brała początek wśród paproci rosnących kępą w środku ogrodu i prowadziła szerokim lukiem za horyzont, gdzie kończyło się miasto, a zaczynał sosnowy las.
Przed moimi oczyma, kolejno zaczęły przesuwać się znajome krajobrazy, znajome twarze.
- Już czas, już czas – jeden po drugim odzywały się znajome glosy.
Zasłuchany nie dosłyszałem warkotu silnika, ani nie dostrzegłem jak stary samochód powoli wyjechał za bramkę i dopiero wieczorem zorientowałem się, że wnuk wyjechał. Z biurka znikła sterta notatników, a z oparcie krzesła – stary, wyciągnięty czarny sweter.
Poczułem, jak ogarnia mnie złość – stałem na półce, w pokoju, do którego wnuk planował powrócić nie wiadomo kiedy, pozostawiony jak niepotrzebny balast, zapomniany, porzucony, osierocony.
Z uczuciem głębokiej urazy i żalu doczekałem wieczora.
A dzień, jak na złość wydawał się dłuższy niż inne…
Kiedy słońce znikło za czubkami drzew i rodzice chłopca zasiedli do kolacji podjąłem decyzję.
Łapy swędziały mnie z niecierpliwości, czubek ogona drgał, jakby była w nim niewidzialna sprężyna, a wąsy poruszały się nerwowo.
Zapadł lekki, niebieskawy zmierzch, a z paproci wyleciały całe roje świetlików. Zeskoczyłem z półki i z uniesionym w górę ogonem zszedłem na dół.
Zatrzymałem się w drzwiach i spojrzałem w stronę siedzących za stołem ludzi.
- Do widzenia – zamruczałem.
Matka chłopca drgnęła i odwróciła głowę, ale zdążyłem już ukryć się w panującym w przedpokoju półmroku.
- Co to było ? - zapytała.
Ojciec chłopca wstał i rozejrzał się dokoła.
- Może jakiś skrzat spieszy się na ognisko świętojańskie – powiedział i pocałował żonę w czubek głowy.
Wybiegłem do ogrodu. Obok mnie, kryjąc się w trawie przebiegały malutkie cienie, w zaroślach rozlegały się piski i szepty i wszyscy ci, których nie widziałem najwyraźniej zmierzali w jednym kierunku.
- Chodź – szepnął ktoś prosto do mego ucha, ale zniknął, zanim zdążyłem się odwrócić.
Parkowa alejka nagle zamieniła się w ścieżkę wiodącą kręto poprzez mrok do najstarszej części parku, gdzie zapuszczałem się bardzo rzadko.
Między drzewami tworzącymi ciasny krąg płonęło nieduże ognisko.
Przysiadłem na skraju polany obserwując większe i mniejsze cienie wynurzające się z mroku.
Nagle w mroku odezwały się dźwięki fletu.
Z ciemności panującej w głębi parku wynurzyła się wysoka postać. Na głowie miała rogi, a jej ręce przypominały gałęzie drzewa.
- Leśny…- zaszeptały zgromadzone wokół ogniska postaci.
Leśny przeszedł obok mnie nie przerywając gry.
- Leśny…- zaszumiało w koronach drzew.
Rogaty grajek staną w blasku ognia i dostrzegłem, że futro porastające jego nogi było zielone jak mech rosnący pod pniami sosen.
Odjął instrument od ust i ruchem ręki pozdrowił zgromadzonych.
- Witajcie – powiedział, a głęboki głos zahuczał jak dalekie echo.
Zgromadzeni pokłonili się, ucichły szepty i piski.
- Witajcie zapomniane baśnie – zahuczało echo. – Bądźcie pozdrowieni mieszkańcy drzew, łąk i mokradeł…
Duża czarna żaba podskakując jak pies zbliżyła się do omszałych kopyt Leśnego.
- Witam cię, Licho Błotne – uśmiechnął się Leśny .– I was, strzygi leśne, panny wodne,
południce i chochliki. Ta noc należy do nas, do świata baśni..
Cofnął się, przysiadł na zwalonym pniu i sięgnął po flet. Powietrze wypełniła muzyka – kilka uporczywie powtarzających się dźwięków, porywających do tańca.
Tańczmy, tańczmy, nim ogień zgaśnie,
Dopóki w nas wierzą, póki wierzą w baśnie,
Dokoła, dokoła, póki flet nas woła,
Hej, strzygi, wodnice, wiły, czarownice,
Noc Świętego Jana, noc zaczarowana
Zabrzmiało w powietrzu. Cienie tańczące dokoła ogniska wzlatywały w górę i opadały na ziemię. Patrzyłem jak zahipnotyzowany, a mój ogon poruszał się w takt muzyki.
Zasłuchany nie zauważyłem jak ktoś zbliżył się do mnie.
- Już czas – powiedział i pochylił się nade mną.
Dostrzegłem parę szpiczastych uszu i ciepłe brązowe oczy.
Wstałem i otarłem się o włochate stopy nieznajomego.
- Najpierw pożegnaj się z Leśnym – rzekł tajemniczy nieznajomy i lekko popchnął mnie w kierunku ogniska.
Usiadłem naprzeciwko grajka i muzyka nagle urwała się.
- Witaj Leśny – zamruczałem pochylając głowę.
Sękata dłoń dotknęła mego grzbietu.
- Niech prowadzą cię dobre drogi – rzekł Leśny zupełnie jakby wiedział, gdzie i po co się udaję.
- Niech prowadzą cię dobre drogi – powtórzyli tancerze i flet podjął przerwaną nutę.
Odwróciłem się i wszedłem w gęsty mrok.
Sam nie wiem jak i kiedy znalazłem się na ścieżce. Zrobiłem parę nieśmiałych kroków i podniosłem głowę .Na niebie, tuż nade mną płonęła moja gwiazda…

cdn
Ostatnio edytowano Nie mar 09, 2008 23:25 przez caty, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie mar 09, 2008 19:55

Caty Obrazek

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie mar 09, 2008 20:01

jak miło :love:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon mar 10, 2008 11:50

Czy to początek wędrówki do Domu Nauczyciela w Złociejowie??? Kocie, niech cię prowadzą tylko dobre drogi, a do snu niech cię kołyszą kolorowe aniołki...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon mar 10, 2008 20:00

Opowieść trzydziesta siódma

„ Kryształowe serce prowadziło mnie uparcie do domu. Spałem skulony jak zając przy miedzach niespokojnym, czujnym snem, ukryty przed promieniami słońca i przed ludzkim wzrokiem.
Nocami wybierałem najkrótsze ścieżki i kiedy drogę zagradzał mi strumień przeskakiwałem na drugą stronę po kamieniach, mocząc łapy i czubek ogona, ale nie zwracałem na to uwagi.
Nad głową miałem gałęzie drzew przez które przyglądał mi się poważny srebrny księżyc, a gwiazdy pomiędzy liśćmi migotały jak świętojańskie robaczki.
Wybiegłem na skraj lasu i spojrzałem przed siebie. W dolinie, pod spłachetkiem nieba, na którym nie świeciła ani jedna gwiazda kuliła się śpiąca wieś.
Ominąłem ją szerokim łukiem żegnany smutnym, monotonnym ujadaniem psów.
Przebiegłem przez łąkę, na której po kolana w trawie stały konie – nierealnie srebrne w świetle księżyca, obejrzałem się na świecące fosforyczną bielą pnie trzech brzóz.
Cień człowieka idącego przez łąkę był groteskowo długi. W ruchu reki, która wyciągnął ku delikatnym końskim pyskom było cos znajomego, ale nie miałem czasu, aby się zatrzymać.
Piaszczysta ścieżka była ciepła i miękka jak dywan. Pobocza pachniały macierzanką i dziką miętą…
Las tym razem wydał mi się bliski i przyjazny, tym bardziej, że setki oczu spoglądających na mnie spomiędzy traw i zarośli patrzyły ciepło i przyjaźnie. Należałem do świata baśni, który podobnie jak ja za dnia pozostawał w ukryciu i moje serce wybijało radosny, równy rytm.
- Witaj w domu – szepnęło jakieś nieduże stworzenie, a brodaty krasnal wyjrzał zza pniaka
i pomachał szpiczastym kapeluszem.
Dom, pochylony ku ziemi przypominał nieduży pagórek zarośnięty zielskiem i kolczastymi krzewami malin i ostrężyn.
W świetle księżyca kamienny fundament połyskiwał upiorną bielą, a ze środka…pachniało pustką, bo według mnie pustka miała właśnie taki zapach.
Z mocno bijącym sercem ślizgnąłem się do środka.
Od razu dostrzegłem stół i zgarbiony kredens, w którego szybkach odbijało się błękitne światło.
Na piecu, niby skorupka wielkanocnego jajka leżał rozbity kubek. Wszystko mówiło mi, że były tutaj jeszcze wiele razy zanim ponownie odeszły.
Woda w zagłębieniu okiennego parapetu miała żelazisty smak, ale ugasiłem nią pragnienie i jeszcze raz obszedłem cały dom – a raczej to, co z niego pozostało.
Chwilę posiedziałem obok łóżka usiłując przypomnieć sobie dawno nie słyszane głosy.
- Tu krowy, a tu owce – zadźwięczało mi w uszach.
Wyskoczyłem prosto w kępę zdziczałej mięty. Pomiędzy pniami drzew rozbłysły pierwsze promienie słońca.
Pomyślałem, że jeżeli się pospieszę zdołam dobiec do miasta zanim na dobre nastanie dzień. Kiedy bez tchu wpadłem na rynek słońce zdołało już wydźwignąć się nad rząd drzew. Fontanna jak dawniej była na swoim miejscu, a kot i gołąb niezmiennie pili cieknącą nikłym strumykiem wodę.
Ostatkiem sił dopadłem stery sprzętów stojących nieopodal kamiennej ławki i znieruchomiałem.
- Skąd się wziął ten kot ? – rozległo się tuz nad moim uchem i jednocześnie cos cicho zadzwoniło.
Drobne, ciepłe dłonie podniosły mnie delikatnie i dostrzegłem wielobarwną, postrzępioną czuprynę opadającą na szaro-zielone oczy.
- Czyżby był nikomu niepotrzebny ? – odezwał się drugi głos, niewątpliwie należący do mężczyzny. – Taki piękny i bezdomny ?
Tuż obok, na wysokości mojej głowy pojawiła się uśmiechnięta morda sporej wielkości psa.
- Jeżeli tak – odezwały się kolczyki z kocimi główkami- to chyba mamy dla ciebie dom…
Dom. Na dźwięk tego słowa moje serce zadzwoniło równie głośno, jak przedziwne kolczyki.
Mężczyzna zawinął mnie w miękką szmatkę i schował do kieszeni.
Słyszałem poszczekiwanie psa, radosny gwar dokoła , skrzypienie taczek i śmiech.
Skrzypnęła furtka, a w skrzypnięciu było coś dziwnie znajomego…
Na chwilę oślepiło mnie słońce. A kiedy moje oczy przywykły do światła pomyślałem, że śnię…
Byłem w domu, w miejscu, które kiedyś zdążyłem pokochać, w mojej wnęce nad piecem patrząc w moje okno.
Drzewa za nim były dokładnie te same , a na stole stała porcelanowa filiżanka. Domyśliłem się, że ci, których pokochałem żyli dalej tylko w moim sercu – ale byłem w domu, w domu który najwyraźniej na kogoś czekał…
Postanowiłem więc zaczekać i ja.
Tak zatoczyłem krąg, doświadczając smutków i radości, ucząc się siebie i świata w którym pozostanę tak długo, jak długo ukochane przeze mnie miasto będzie budzić się rankiem, a wieczorem układać do snu. ”

Wieliczka, Pod Brzozami, 10.03.2008, porą, gdy Brązowy Kot udaje się na nocne wędrówki…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon mar 10, 2008 20:20

ale to nie koniec :?: :?: :?:
Nie, prawda :?:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon mar 10, 2008 20:23

Teraz chyba kolej na opowieść domowego ...tak myslę.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon mar 10, 2008 21:04

Dziękuję.... z całego serducha...

cos_tam82

 
Posty: 429
Od: Śro lip 11, 2007 10:41
Lokalizacja: Świnoujście

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek i 12 gości