Tyle już postów się pojawiło od mojego wyjścia, że musiałam ostro zaległości nadrabiać
Mleko. O ludziach też się mówi, że nie powinni, a jednak niektórzy piją. nie mam tego problemu, bo do niewielu produktów mam taką nienawiść jak do mleka (traumatyczne dzieciństwo upływające pod hasłem, że mleczko jest zdrowe). Ale kozie? Ja uwielbiam, ponoć zdrowe jest bardzo, nie ma tych szkodliwych składników co krowie. Może koty mogą pić?
No powiedzmy popijać niekiedy?
Dracul nerkowiec. Je mięso jak pozostałe moje koty. Usiłowałam w ataku paniki po zdiagnozowaniu PNN przestawić go na karmę dla nerkowców. Nie miałam szans. Jeść mokrego nerkowego nie chciał za skarby, wychudł, zrobił się agresywny, nie bylo mowy. Z PNN żyjemy już ponad rok. Ipakitine już nie dostaje bo skoczył mu wapń. Ale miesko je polane lespewetem. Jako supplement diety Hill's k/d, łaskawie pojada. Wet doradził mi też żółtko (nie), śmietankę (czasem), mały kawałeczek słoninki lub brzuszka (niechetnie), masełko do polizania (tak) i mięso nie najwyższej jakości - ma mieć żyłki i chrząstki (bardzo chętnie). Przy zdrowej wątrobie, troszkę tłustego nie zaszkodzi, a zbilansuje dietę. I cóż, nie będę się nad nim pastwić, bardzo go kocham, ale on ma byc szczęśliwym kotem i żyć w komforcie. Jeśli zmiana diety powoduje u niego taką rozpacz jak to obserwowałam to nie będę go katować. Bo co w sumie taki kotek ma z życia? Jedzenie, spanie, mizianie, czasem bezpieczny seks z Putitą i olewanie parkietu. Przy czym w hierarchii przyjemności Dracul sybaryta jedzenie stawia stanowczo na pierwszym miejscu.
Reszta kotów, karmiona zupełnie nie naukowo ma się ok. Koty rodziców, też leciwe, też za podstawe diety mają surowe mięso.
Do kości kurczaków mam uraz, po psie, który kiedyś gdzies ukradł i był powazny problem. Jakoś nie bardzo widzę też mielenie mięsa. Nie wiem, czy tylko moje koty takie są wybredne, ale mielonego, w postaci papki, za nic nie wezmą do pyszczka. Musi być drobno pokrojone. Więc papka z mięsa i kosteczek odpada
Poza tym koty uzupełniają sobie dietę podjadając to, co jemy my.
Przy okazji tego wątku uświadomiłam sobie tez jedno. Wszystkie mioty kociaków, jakie w przeszłości odchowałam gdy zaczynały jeść samodzielnie karmiłam zmiksowanym z warzywami mięsem. Do tego twarożek. W miare dorastania mięsko przestawałam miksować. Pierwszy w zyciu miot kociąt karmionych cokolwiek sztucznie to ten z zeszłego roku. Zamiast miksować samodzielnie, podawałam gerberka. Później puszki leonardo. Co oczywiście dla mnie było znacznie wygodniejsze. A później przeszłam na mięsko znowu tradycyjnie. Sorry, ja mam węch jak pies, zapach kupek kocich po tych świetnych ponoć puszkach leonardo nie był normalnym zapachem kociej kupy. Był jakis taki nienaturalny, po mięsie już smierdziały tak, jak powinny
Sorka za ten opis, ale tak to odbierałam.
Co do tego, że teraz są skłonności osobnicze i tego, że kiedys koty jadly normalnie i żyły. Mnie się osobiście wydaje, że to jest tak jak z ludźmi. Medycyna, idąc do przodu umożliwia przezywanie osobnikom, którzy jeszcze 20, 30 lat temu nie mieliby na to szans. Za tym idzie zmiana genotypu, przenoszenie chorób etc. A do tego wszystkiego dochodzi chemia w jedzeniu, wszelkie konserwanty i inne świństwa. No i czas, jedząc łatwiej, przygotowując dania z półproduktów (i my i koty) oszczędzamy czas, spożywamy produkt "łatwiejszy" ale chyba gorszy.
Sięrozpisałam