To nie dość, że podobna do mojej rezydentki to jeszcze bardzo podobna historia. MOja także kilka lat żyła na dworze, poznałam ją jak zaczęłam pracę w szkole na wsi, a jest tam kilka dzikich kotów dokarmianych i była ona - całkowicie proludzka, taka ciapciowata i prosząca każdego o dom.
Ja też miałam w domu wtedy sunię i królika do tego i nigdy w życiu kota. Ale pewnego dnia obiecałam kici, że wezmę ją do domu bo była taka ufna i miziasta, a niestety bachory są wstrętne i bałam się, że coś jej zrobią. Przyszłam do domu i powidziałam, że obiecałam koci, że ją wezmę do domu i rodzinka nie ma nic do gadania

.
I 22 grudnia 2007r. minął rok jak kota jest u nas. Nasza naukochańsza rezydentka. Na imię ma czikitka ale częściej na nią wołamy Zolza, bo okazała się kicią z charakterkiem że ho,ho.
Ale nigdy nie żałowałam tego ze ją wzięłam i tylko jej kłopoty zdrowotne, które niestety są pozostałością po życiu na dworze często mnie martwią.
I jest najukochańszą córeczką mojego Tż-ta.
Mam nadzieję, że Łasiczka też znajdzie swój najlepszy na świcie domek.
