Temat wydaje mi się bardzo znajomy
Kit też lubi sobie powarkiwać od czasu do czasu i zwykle jest to objaw frustracji. Tak było, kiedy po wielu bezowocnych próbach doszedł wreszcie do wniosku, że wspinaczka po pionowej ścianie przekracza jego możliwości. Może w głębi duszy uważał się za Spider-cata, albo Matrixa się naoglądał, w każdym razie opadłszy po raz n-ty na ziemię najeżył się, wygiął grzbiecik w kabłąk, usiska położył po sobie i wydał z siebie dźwięk, którego żaden podwórzowy Burek by się nie powstydził. Był to mój pierwszy dzień z kotem, więc możecie sobie wyobrazić, jaką miałam minę
Od tego czasu zdarzyło mu się to jeszcze parę razy, potem długo nic, aż wreszcie czytam sobie dzisiaj i wspominam z rozrzewnieniem, aż tu nagle słyszę TO.
Kot ewidentnie wstał dziś po popołudniowej drzemce lewą łapą. Kręcił się po mieszkaniu z miną a la Garfield, niezdecydowany: iść na głaski czy może lepiej nie, jedzenia nie tykał (choć wystawiłam szwedzki stół), zamordował futrzaną myszę, a w końcu wyrzucił z siebie taki odgłos, że serce mi na moment stanęło. No upiór po prostu, istna banshee
Okazało się, że wbrew protestom głodowym miał ochotę na małe conieco, a wiadomo - Polak głodny jest zły.
Tak się pocieszam, ze kiedy będę miałą drugiego kota będę już o wiele mądrzejsza
