Skrzat jest u mnie. Ale chyba nie podobała mu się kolejna nagła zmiana w życiu.
Gdy jechał do lecznicy, to całą drogę gadał, gadał...
A gdy jechał do mnie, to zamilkł tak skutecznie, że od 24 godzin ani razu pysia nie otworzył
Wyniki badań są w zasadzie OK, tylko jakaś drobna infekcja. Tydzień, dwa w dobrych warunkach i będzie jak nowy.
Na czas remontu córka wyprowadziła się, więc w jej pokoju zrobiłam przechowalnie większości tymczasów. Ciasno.
Skrzat dostał swoją klatkę od Heni, ale uznał, że 3 dni w lecznicy, w zamknięciu, całkowicie wystarczy i dzielnie próbował wydostać się z kolejnej.
No i co było robić? Wypuściłam
Upodobał sobie miejsce na szafie. Nie to, że na nią wskoczył, nie dałby rady, ale cwaniak skorzystał z szansy jaką dają mu zwalone tam meble, więc wygodnie dostojnie jak po schodkach łazi tam i z powrotem.
Apetyt mu dopisuje, więc spodziewam się, że za parę dni już będzie lepiej wyglądał. No i dostaje krople do oczu. I jestem na najlepszej drodze, aby stać się jego wrogiem
Jutro, pojutrze zrobię i wstawię aktualne zdjęcia.
_