
Spędzam weekend na działce na wsi (w grudniu się tu przeprowadzam na stałe) z moimi kotami, psami + pies rodziców-Aza.
Usłyszałam ujadanie Azy, wyszłam na dwór , Aza obszczekiwała jakies miejsce i nie dała sie odwołać. Podbiegłam myśląc,że to jeż lub lis , ale okazało sie ,że to kotek. Miauczał przeraźliwie, nie dał się złapać oczywiście. Musiałam zamknąć psy i złapałam go na szynkę ( jedyne co miałam z mięs

To czarna 2-2,5 miesięczna dziewczynka. W uszach świerzb oczywiście ( słabo mi było jak je czyściłam- nie widziałam takiego czegoś jeszcze).
Chudzinka. Wzięta na ręce mruczy głosno, nawet poczas czyszczenia uszu

Zjadła chrupki, napiła się wody i miauczy, bo chce wyjść z transportera.
Najbliżsi sąsiedzi są daleko- oddzielają nas pola, więc nie wiem skąd sie wzięła. Sporo tu kotów wychodzących jak to na wsi

Co ja mam teraz robić



Przejść się po sąsiadach z zapytaniem, czy nie zaginął im kotek????
Obecnie nie mam mozliwości zamknięcia kotki w innym pomieszczeniu ( w pozostałych jest zimno, bo palimy tylko w tym), siedzi w transporterze.
Boję się,że może byc zagrożeniem dla moich kotów- infekcyjnym..
Gdyby miała zostać.
Jest sens robic jej testy na FIV i białaczkę??
Szukać jej domu??
TŻ w pracy- zadzwoniłam i dowiedziałam się tylko,że nie mogę przygarniac każdego kota, który się przypałęta, bo na wsi dużo jest takich kotów.
Gdyby był duży to zostawiłabym go w spokoju, ale jest zimno, a to takie maleństwo.
Nie wiem, może powinnam była go zostawić?