nigdy tamtędy nie chodzę
dzisiaj poszłam
najpierw go usłyszałam:-)
darł się tak, że nie było wątpliwości, że dzieje się tu jakaś wielka kocia rozpacz
ale gdzie? uliczka, chodnik - miejsce nie dla małego kotka
postałam, pokiciałam
i wyszło do mnie takie małe, bure, zapłakane,
jakoś dziwnie wyciągało tylne łapki...
wziete na ręce właczyło opcję traktora i udeptywania
opcja jest na stałe - nie wyłacza się
wpakowałam pod kurtkę i obliczając koszty adwokata na sprawie rozwodowej , poszłam do tramwaju...
podczas jazdy przez całe miasto kotek nie próbował sie wyrywać, wtulał sie tylko, traktorzył i czasem pomiaukiwał
po drodze zahaczyłam o sklep zoo i doposażyłam spiżarkę w produkty odpowiednie dla kociego dziecka (RC Kitten nie smakuje)
w domu, nie czekając na reakcję stałych mieszkańców (dwunożnych, bo Maja zdążyła nafukać, czym maluch się nie przejął), złapałam kontenerek i kluczyki do auta i w nogi..
weterynarz ocenił kocię na dwa miesiące, płeć męska, uszy czyste, kataru brak. Brud tylko zewnętrzny - białe skarpetki są szare.
Według lekarza (kiedy powiedziałam, że kocie znalezione, nie chciał zapłaty - dziękuję ) nie mógł być długo na dworzu. Poradził jednak odizolować rezydentkę. Łapki raczej bez uszkodzeń, ale mam obserwować.
jak rodzina ochłonęła z pierwszego szoku, wróciłam do domu...
I co teraz?
Kocurek siedzi w pokoju potomka, piszczy, jest baaardzo towarzyski, zero stresu, chowania się za szafkami i tym podobnych pomysłów. Napacał myszkę gumową, nogę od krzesła i swój ogonek.
Może komuś zginął, skoro taki przytulasty i zdrowy?
Zrobić ogłoszenia i wywiesić tam, gdzie znalazłam?