Spokojnie.
Dziewczyna, która zabrała Biszkopcika jest weterynarzem, ale jest tez bardzo miłym człowiekiem.
Od kilki lat leczy koty jednej z forumowiczek i ta bez wahania za nią poręczyła.
Kota nie sprzeda, bez najmniejszych oporów zgodziła sie na podpisanie umowy adopcyjnej, w której zastrzeżone jest, ze w razie jakichkolwiek zmian Biszkopcik ma wrócić do mnie.
Mam z nia stały kontakt, poniewaz do szpitalika trafiają schroniskowe koty.
Rozglądała sie za kotem, bo przeprowadziła sie do swojego mieszkania a jej kot został w domu rodziców. Marzyła o brytyjczyku i przyniesiono jej taką zapchloną bidę z informacją, ze szuka domu.
Zdecydowała sie na kotka wiedząc, ze ciągle moze jeszcze zachorować.
Dla mnie to bardzo ważne. Wiem, ze w razie czego nie muszę sie martwić czy nowy dom podoła obowiązkom związanym z leczeniem panleukopeni.
No i mały nie musi siedzieć w szpitalnej klatce. Juz wczoraj pojechał do swojego domu.
Co do hodowli.
Kot raczej nie pochodzi z legalnej hodowlii z naszego regionu.
Julita

obdzwoniła hodowców i nikt nie miał malucha o takim ubarwieniu.
Dobrzy hodowcy starannie wybierają domy. Ale to też nie swiadczy o tym, ze ich kotom nic nie grozi.
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego.
Ja sama wydałam schroniskowego Skarpeta do domu, z którego uciekł. Do dzisiaj nie wiemy co sie znim stało.
Ufffff
jeszcze nigdy sie tak nie tłumaczyłam z wyboru domu dla kota
Zdecydowanie wole wydawac dachowce.