Na zajęcia plastyczne dzieci przynoszą mi kota. Malutka czarnulka, z jakiegoś domu gdzie dużo kotów. Myślałam ze to jakaś stara babcia ma kociarnię a to normalna chałupa, wyremontowana, cirtoen berlingo i piesek na łańcuchu przed domem. i stadko mnożących się kotów, zaniedbanych. Okoliczne dzieci je dokarmiają i socjalizują. To akurat nie w mojej miejscowości ale jestem tam co tydzień.
W Przyworach gdzie się nie obejrzysz kocięta. Nikt nie sterylizuje chyba zwierząt. Ja jestem ta dziwna bo swoich kotów nie wypuszczam. Są u mnie jak w więzieniu. A na ulicy ciągle placki po przejechanych zwierzakach. Przywory to typowa ulicówka czyli wszystkie domy wzdłuż ruchliwej ulicy.
Rok temu przyplątała się RudaBura - śliczna kicia, oddaliśmy ją do takiej pani która zajmuje się kotami i na szczęście znalazła domek.
Dopóki się nie przeprowadzimy nie mogę być DT dla kotów, tak to mogłabym przygarnąć i szukać domku. A przeprowadzka to dopiero w przyszłym roku.
Dziś światowy dzień zwierząt. Więc oto koty które ostatnio spotkałam:
Krówka która od wczoraj zagląda na nasze podwórko



Niezwykle umaszczony kot - niby krówka ale na prawie czarnym futrze ma wyraźne czarne łaty, łaził koło ronda i ruchliwej ulicy

Maleństas ze stacji kolejowej (są w niej też mieszkania), miziak, na szczęście boi się pociągów, szedł kawałek za nami

Dwa koty, siedzą na chodniku koło ronda i ruchliwej ulicy.

Czarnulka którą dzieci przyniosły na zajęcia, spała sobie na moich kolanach i w torbie na podusi przez 2 godziny







