Zgadałam się z sąsiadką mieszkającą drzwi w drzwi o kotach. Przychodzi do niej na działkę kilka kotów, które dokarmia ona i właściciele okolicznych sklepików i które się mnożą.
Dzięki pomocy Fundacji For Animals zaczęłyśmy wyłapywać dorosłe koty na kastracje. W sobotę złapały się dwie kotki, już wykastrowane siedzą w klatce w lecznicy. Wczoraj został złapany jeszcze jeden kot, jego płeć nie jest jeszcze znana.
Sąsiadka twierdzi, że jest 5 dorosłych kotów i dwa maluchy (maluchy żyją jeszcze tylko dlatego, że kotka okociła się w miejscu niedostępnym).
Wczoraj sąsiadka złapała jednego malucha, na którego znalazła jakiegoś chętnego z osiedla. Mały brzdąc z zaropiałymi oczami.
Dzisiaj do klatki złapał się nieco większy marmurek ze zdrowymi oczkami, niestety uciekł przy przekładaniu do transporterka.
Z tego wynika, że są co najmniej dwa mioty kociąt i jest ich na pewno więcej niż mówiła sąsiadka Marmurek był na pewno starszy od malucha złapanego wczoraj.
Nie wiem co zrobić z tymi maluchami. Są dzikie, potrzebują kogoś kto poświęci im czas i je oswoi.
Ja mam kategoryczny zakaz od TZ-ta brania tymczasów do domu, w moim piwnicznym kocim lokum na pewno się nie oswoją Tak samo w lecznicy w klatce.
Wiem, że wszyscy mają swoje problemy, ale nie mogę nie zapytać:
Czy ktoś wziąłby na oswojenie małego pręgowanego dzikuska?
Po oswojeniu pomogę znaleźć dom.