Jestem IGA:) Podobno urodziłam się ok. 20 maja 2007, ale ja tego zupełnie nie pamiętam:(
Pierwsze co pamiętam to schronisko w Sopocie... trafiłam tam w połowie lipca... Było tam baaardzo dużo takich małych kotów jak ja. Dużo umierało z ciasnoty:(
Czasem do schroniska przychodzili Duzi i zabierali jakieś małe koty ze sobą... mówili, że do domu... Myślałam sobie wtedy, że ten "dom" to musi być jakieś fajne miejsce, bo wszystkie małe koty, które już go widziały mówiły, że chcą tam wrócić... I bardzo głośno wołały tych Dużych, którzy nas oglądali... Ja nie umiałam tak głośno wołać:(
Siedziałam w schronisku już miesiąc i pewnego dnia przyszło takich dwoje Dużych...
Podsłuchałam jak rozmawiali z Ewą (która się nami opiekowała), że będą zabierać kilka maluchów w jakieś miejsce daleko, które nazywa się "domek tymczasowy" i jest w jakiejś Warszawie...
Oczywiście Doris też to słyszała i od razu zaczęła strasznie wołać, żeby ją też zabrali ... i ta Duża podeszła do niej i obiecała, że na pewno ją zabierze i żeby juz tak nie krzyczała...
Duża wzięła jeszcze Shortiego i Sylwka...
Potem ten Duży wszedł do naszej klatki i zaczął głaskać kociaki... Matko, ale on był wielki!!! Się przestraszyłam i schowałam w kącie, ...ale mnie wypatrzył i wziął na ręce... Hmmm... nie było tak strasznie:) Był ciepły i cicho do mnie mówił... w sumie nawet fajny był:)
Skończyło sie na tym, że mnie też zabrali ze sobą... bardzo się bałam, ale pocieszałam się, że w sumie nigdzie nie może być gorzej niż w przepełnionym schronisku
Potem straaaaaaasznie długo jechaliśmy gdzieś takim czymś co sie nazywa samochód (widzieliście cos takiego?).
Potem inna Duża zabrała Doris, Shortiego i Sylwka ( są tu: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=24 ... t=#2448940)
Zostałam sama (no prawie, bo został jeszcze ten strasznie płaczący kot , który podobno mieszkał z tymi Dużymi:)
Przywieźli mnie do tego domku tymczasowego i wypuścili z transporterka. Miałam do dyspozycji swój pokój. Ależ się cieszyłam!:) Cały pokój dla mnie! Ale fajnie! Pozwiedzałam co się dało. Dostałam jeść... Zdecydowanie mi sie tu podobało:)
Potem zabrali mnie do takiego Dużego, na którego mówili "weterynarz", ale nie będę o tym pisała, bo tam wcale nie było fajnie - czyścili uszy, dawali coś niedobrego do picia i kłuli:( Co prawda po tym wszystkim już nie swędzą mnie uszy i robale sie w brzuszku nie kręcą, ale wcale nie lubię tam chodzić, do tego weterynarza!
Kilka dni później poznałam Kacpra (okazało się, że to ten kot z samochodu, który z nami jechał). Kacper jest dwa razy większy ode mnie i na początku nie bardzo mnie lubił i trochę bił:( Ale w końcu się dogadaliśmy i teraz fajnie się ze mną bawi:) Tylko czasem musze mu przypominać, że jest większy i że nie może się na mnie kłaść, bo mnie dusi
Całkiem niedawno Duzi mi opowiedzieli o tym jak trafili do mnie... i że kochaja mnie i że już na zawsze mogę z nimi zostać jeśli chcę! No jasne, że chciałam!!!
No i tak znalazłam SWÓJ WŁASNY DOM! :dance2:
PS Ciociu Neris, baaardzo Ci dziękuję, że powiedziałaś moim Dużym, żeby po mnie przyjechali!
Wersja Orchidki:)
Igusia przyjechała ze mną z wakacji nad morzem... na tymczas z sopockiego schroniska.
Panna była bardzo nieśmiała i chudziutka (chudziutka, bo cierpliwie czekała aż wszystkie koty odejdą od miseczki, żeby coś zjeść). Miała świerzb.
Obecnie umyta, podtuczona i wyleczona (świerzba nie ma, odrobaczona i zaszczepiona:)) prezentuje się tak:) (na niektórych zdjęciach z Kacprem:)