Dziewczyny, wcale sobie nie radzę. Pogubiłam się, pomieszałam. Ciągle z czymś gonię. Ja chyba nie umiem sobie dobrze zorganizować czasu. Nie nadążam. Dzisiaj nie umyłam nowym maluchom pupek, bo zapomniałam

Jutro rano przed pracą będę ganiać po mieście, żeby kupić kurczaka dla Femki i maluchów, bo dzisiaj za późno wyszłam z pracy i nie zdążyłam. Nie zdążyłam też do sklepu po Hillsa dla trzustkowców dla Malwinki,więc jutroznowu będzie tylko na kroplówce od rana, zanim kupię i zawiozę Pani Jadzi. Nawalam coraz częściej.
Dzisiaj był straszny dzień,może dlatego jestem taka rozgoryczona. Rano dowiedziałam się, że z Malwinką jest źle, zaraz potem zobaczyłam Mraukę w kontenerku u wetki. Potem napięcie w oczekiwaniu na wyniki Malwinki, bo objawy miała dość jednoznaczne: niedająca się opanować biegunka, chudnięcie, brak apetytu. Najgorsze, że nie mogłam dać upustu tym złym emocjom. Przy Pani Jadzi musiałam cały czas trzymać formę i bagatelizować problem,bo ona już zaczęła się rozklejać. Ktoś musiał uspokajać, żebyśmy nie wpadły w panikę i histerię.
Milusia niby zdrowa, ale już drugi tydzień cały czas śpi i nie schodzi z fotela.
Ja jestem z natury bardzo optymistycznie nastawiona. Może to zmęczenie, że tak Wam tu zrzędzę. Jutro nowy dzień i pewnie będzie lepiej.