koty na warszawskim Bemowie prosza o ratunek

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lip 03, 2003 6:09 koty na warszawskim Bemowie prosza o ratunek

Witam,
Mieszkam w bloku na warszawskim osiedlu Gorczewska w parterowym mieszkaniu, wiec przymusowo "ogrodek". Po smierci naszego pieska kociska osiedlowe znalazly sobie u mnie-w ogrodku i na dwu balkonach- nisze ekologiczna. Pechowo mialam zero doswiadczen z kotami, ale przez dwa ostatnie lata udalo mi sie koci problem z naszego bloku jakos uladzic, chociaz byl moment, ze mialam na dwu balkonach dwie pieciokocie rodziny + kilka kotow dochodzacych. W koncu co sie dalo wysterylizowalam, co sie dalo wyadoptowalam, piec kotow zgodzilo sie ;)dzielic z nami malzenskie lozko-to juz moi domownicy.

Naiwna myslalam, ze koniec moich kocich problemow. Rok temu sasiadka powiedziala mi, ze w sasiednim bloku w ogrodkach urodzila kotka czworke. Gdy zaczely sie jesienne chlody zauwazylam, ze matka i mlodziez kreca sie kolo tamtgo bloku i nie wygladaja na dobrze odzywionych. Zaczelam wiec te piatke dokarmiac obok tamtego bloku- robilam to przy bocznej scianie budynku-slepej bez okien w miejscu oslonietym krzakami. Prosilam gospodarza budynku o otwarcie okienka piwnicznego, ale podobno lokatorzy nie zgodzili sie. Koty przed chlodem zimowym chronily sie na balkonach i w otworach wentylacyjnych. Uwazaly ogrodki tego bloku za swoj teren-tam sie urodzily. Byly plochliwe-z wyjatkiem jednego, ktory znalazl wreszcie droge do mojego bloku i na moj balkon. Mial koci katar. Dzieki wolontariuszce z Psiakosci udalo nam sie mu pomoc. Pompon leczyl sie u mnie przez 6 tyg. po czym trafil do nowej rodziny.
Niestety, reszta jego rodziny nie ma szczescia. Lokatorzy z tamtego bloku "nie zycza sobie kotow", "nie zycza sobie dokarmiania", przepedzono mnie w sposob agresywny-agresja slowna plus wylane na mnie wiadro jakiegos plynu z pierwszego pietra.
Probowalam wolac koty i dokarmiac w innych miejscach. Koty baly sie, nie chcialy odejsc od "swojego" bloku, karmiac je walczylam z psami puszczanymi luzem. Na noc wykladalam jedzenie w moim ogrodku w nadziei, ze glodne koty jakos przyjda i znajda. Po dluzszym czasie udalo mi sie nauczyc koty, ze nowe miejsce karmienia jest w zaroslach przed moim blokiem. Nie w ogrodku, a z drugiej strony. Miejsce w miare bezpieczne i zdala od okien.
Lokatorzy z sasiedniego bloku uwazaja, ze kotow nie wolno dokarmiac. Ze koty gdzies sobie wtedy pojda lub znikna.
Przez te tygodnie a wlasciwie ostatnie miesiace mojej partyzanckiej walki o mozliwosc dokarmiania nie bylo mowy o jakiejs systematycznej antykoncepcji.Rezultat- kolejne dwa mioty w ogrodkach sasiedniego bloku-urodzila matka i jej niespelna roczna corka. Poniewaz ogrodki sa ogrodzone siatka a ja po przykrych zajsciach nie zblizam sie do tamtego bloku, o kocietach znow dowiedzialam sie od sasiadki. I wyglada to tak, ze dorosle przychodza do mnie na dokarmianie, a kocieta siedza w ogrodkach tamtego bloku. Pare razu bladym switem zagladalam ukradkiem przez siatke i widzialam jak matki karmia mlode. Widzialam szesc, ale podobno bylo siedem.

Wczoraj wybuchla bomba. Lezalam w lozku zlozona choroba, a tu puka do nas administratorka. Z awantura, ze po co ja dokarmiam koty. Ze lokatorzy z sasiedniego bloku wezwali Sanepid, przyszlo pismo z Urzedu dzielnicowego, ze kocieta umieraja w ich ogrodkach i niech ktos cos z tym zrobi. Administratorka powiedziala, ze dwoje kociat nie zyje, jedno z nich jest nadgryzione. Kocieta podobno w okropnym stanie, chore. Poniewaz one nie wychodza z ogrodkow administratorka uwaza ze rozwiazaniem problemu jest, zeby ktos-czyli ja sprawczyni problemu- przyszla i wyrzucila te kocieta poza ogrodki to one sobie jakos poradza i znajda cos do jedzenia. A mnie nie wolno dokarmiac. A ona -Pani Administrator kociat do reki nie wezmie, bo dzikie i ugryza.
Chora i slaniajac sie na nogach, probowalam wczoraj telefonicznie zorganizowac jakas pomoc, ale jedyne co mi sie udalo, to pani z TOZ-u obiecala telefonicznie opieprzyc administratorke i pouczyc, ze mam prawo dokarmiac na calym trenie.

Te kocieta potrzebuja jakiegos ratunku. Ja sie czuje w tej chwili zaszczuta i bezradna. Nawet gdybym wylapala kocieta co dalej- trzeba je leczyc, znalezc domy, miec dla nich przejsciowe miejsca, pieniadze. Ja nie mam nic.
Jesli ktos ma pomysl, rade, lub ma mozliwosc konkretnie pomoc blagam o szybki odzew.

Dodatkowo informacja dla tych, ktorzy pamietaja moje koty. Dokladnie 33 dni temu zniknal jeden z moich kotow- Jas, brat Krzysia, bury pregowany tygrysek. Ostatni miesiac spedzilam na szukaniu go. Nie trace jednak nadziei, kazda informacja na grupie o powracajacych z wloczegi kotach to kolejna iskra nadziei dla mnie.

pozdrawiam,
Magdalena,
Pikusia, Niesmialek, Krzys, Jas, Penelopa

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Czw lip 03, 2003 7:04

:cry:

Czy próbowałaś się porozumieć z jakąś organizacją? Czy jest ktoś kto mógłby Ci pomóc?

Nie wiem co Ci poradzić, a za daleko mieszkam by pomóc :(

Kocięta moim zdaniem trzeba koniecznie wyłapać, potem szukać im domów. Jeśli są w stanie krytycznym lepiej je uśpić niż zostawić na pastwę psów i ludzi. Czy oglądałaś je już po tej wczorajszej "miłej wizycie"?
Czy dorosłe koty (po sterylizacji) mogłyby zostać przy bloku czy też i one powinny znaleźć dom gdzie indziej?

Bardzo współczuję :(

ryśka

Avatar użytkownika
 
Posty: 33138
Od: Sob wrz 07, 2002 11:34
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post » Czw lip 03, 2003 7:16

Witaj Magdaleno!
Pamiętasz mnie? Mam nadzieję, że tak... :wink:

Niestety, w Twoim problemie mogę Cię weprzeć jedynie duchowo, ew. pomóc w odławianiu kotów... Sama mam podobne problemy. Przedwczoraj dzika kotka urodziła 5 małych kociaków, dwa czarne, 3 szare... Najzwyklejsze na świecie... A z poprzedniego miotu jeszcze nie podrosły... I tez nie mam pienędzy na sterylizacje, a przeciez za chwilę będzie ich tam dużo wiecej :(
Pozdrawiam Cie ciepło...
Obrazek

Koty łączą ludzi, którzy w innym przypadku nigdy by się nie spotkali.

Katy

 
Posty: 16034
Od: Pon sie 05, 2002 18:57
Lokalizacja: Kocia Mafia Tarchomińska

Post » Czw lip 03, 2003 8:49

Magdaleno,
ze ściśniętym sercem czytałam Twoją relację. Zadziwia mnie bezinteresowna zlość i złośliwość ludzka. Jestem w stanie zrozumieć tych, którzy kotom nie pomagają i nie dokarmiają. Ale nie potrafię i nie chcę rozumieć ludzi, którym przeszkadza, że inni to robią? Przecież w gruncie rzeczy takie nawet piwniczne koty odwalają kawał dobrej roboty, zwłaszcza, że niedaleko są pola, z których rózne gryzonie spełzają do piwnic i domów. Zresztą, nawet u mnie, niby środek miasat, niedawno jeden pan mówił, że jakieś 3-4 lata temu miał w domu ponad 50 myszy. Na czwartym piętrze! Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, ze koty stanowią ważny element ich środowiska... Ech, nóż się w kieszeni otwiera (to kieleckie wychowanie). Czy ten sanepid tam już był? Wydał jakąs opinię? Może by zorganizować jakieś spotkanie (poprzez nawet administratorkę) z tymi ludźmi i wytłumaczyć im, że jak koty będą miały kocie warunki, tzn. jedzenie, miejsce do zalatwiania i będą sterylizowane/kastrowane, to nie będzie ich przybywać w postępie geometrycznym, nie będzie śmierdziało (wielu ludzi niestety uwaza ze koty=smród), a za to nie będą mieli problemów z myszami i innymi gryzoniami. Nie wiem, czy do nich coś dotrze, ale może warto spróbowac...
A co do konkretów - nie wiem, czy wiele będę mogła Ci pomóc, ale napisz na priv, jakiej konretnie pomocy w tej chwili potzrebujesz, czy karmy, czy np. pomocy w opiece nad tymi kociakami. Za wiele zrobić nei mogę, ale może choć trochę mi się uda.
I strasznie mi przykro z powodu Jasia, ale napisze: nie trać nadziei. Warto czekać.
[url=http://www.TickerFactory.com/]
Obrazek
[/url]

lady_in_blue

 
Posty: 6164
Od: Pon kwi 22, 2002 10:35
Lokalizacja: Wola

Post » Pt lip 04, 2003 23:10 Kociaki z Bemowa c.d

Dzieki Wam wszystkim za odzew i wsparcie moralne. Nie mam stałego dostepu do internetu, więc stąd opóźnienia w odpowiedziach.
Oczywiście, że pamiętam Was wszystkich, wiele znam z "czytania"i podziwiam za to co robicie.
Pare osób skontaktowalo sie ze mna i chcą pomoc przy sterylizacji. Aniela z SOZ-Arka zadzwonila do administratorki...myślę, ze ta przeżyła trudne chwile.
Skontaktowala sie ze mna pani z TOZ-U o nazwisku chyba Halecka, która przyjedzie na początku tygodnia i "zrobi porządek". Chce sie również zająć sterylizacją. Problem z przetrzymaniem kocic po sterylizacji.
No i najważniejsze - kocięta. Dwa nie żyją. Administratorka powiedziała mi dzisiaj, że nie ma już problemu z kociętami, bo je wyprowadzono z ogródków. A ja byłam zajrzeć przez siatkę o 5 rano i widziałam dwoje, a po poludniu troje. Myślę,że one mogą bez trudu wychodzić, bo ogrodzenie jest w co najmniej dwu miejscach wystarczająco nieszczelne. Idę zaraz spróbować je przywołać i nakarmić.
Nie mogę powiedzieć, że jestem dobrej myśli. Szukając mojego Jasia przemierzyłam wzdłuż i wszerz osiedle Górczewska i widziałam za dużo bezdomnych kotów i kociąt, żeby być nastawioną optymistycznie.
Dzięki wszystkim za wsparcie, będę informować co dalej. Dzięki interwencji Anieli i p. Haleckiej w administracji, nie będą mnie już traktowali jak wariatki czy przestepcy. Zobaczymy jak zachowają się ludzie z tamtego bloku gdy przyłapią mnie na próbach dokarmiania kociąt.

Magdalena
Pikusia, Nieśmiałek, Krzyś, Jaś i Penelopa

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Sob lip 05, 2003 0:11

Nie wypowiadam się z reguły w takich tematach, choć czytam zawsze, po prostu dlatego, że nie mogę pomóc.
Ale to jest niestety smutna prawda, że często ludzie nie zdaja sobie sprawy z tego, że koty podwórkowe są bardzo potrzebne.
Po prostu, tak mają zakodowane, że myszy i szczury ich nie dosiągną.
Miałam szczęście mieszkać jako dziecko w kamienicy, w której na podwórku była piekarnia. Koty podwórkowe były bardzo szanowane.
"Nie istniała" sterylizacja (nikt o tym chyba nie słyszał) ale jeśli pojawiły się małe kocięta, zawsze ktoś dla kogoś brał jednego. To były piękne czasy. Myśmy (dzieci) bawili się na podwórku a koty miedzy nami niemalże chodziły, choć nie dawały się głaskać.

Magdaleno, mogę tylko trzymać kciuki za Ciebie, kotki i jak najlepsze zakończenie tej bardzo dla Ciebie nieprzyjemnej sprawy.

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon lip 07, 2003 6:24

Udało mi się nakarmić dwukrotnie dwoje kociąt. To znaczy te wyszły z ogródków i zjadły przy mnie w tym miejscu gdzie dawniej dokarmiałam zanim mnie przepędzili. Są to małe łaciete kruszyny z kocim katarem i chorymi oczkami. Ale garną się do życia. Z jakim apetytem i animuszem wcinały pasztecik Animondy przegryzając RC dla kociąt i popijając wodą. Aż im się uszka trzęsły. Pozstałe kocięta, część z nich nieco starsza od tych -tkwi w ogródku i nie chce wyjść mimo, że próbuję różnych sztuczek.
Zostawiam dla nich jedzenie w nadziei, że wyjdą po moim odejściu. Miseczki zastaję puste, ale nie wiem kto to zjada.
Drugi raz rozmawiałam z p. Chalecką z SOS dla kotów, która przyjedzie mi pomóc przy kotach i potrząsnąć ludźmi. Chce zapłacić za weta dla chorych kociąt. Ale ja ich do domu nie mogę wziąć i co- do weta na badanie, leki a potem w krzaki! ? One są małe i matki je napewno karmią.
Idę dziś znowu do administracji.
Kocięta mnie nie znają i dlatego nie wychodzą do karmienia. Poza tym ludzie je pewnie gonią i straszą i są wystraszone i zdziczałe.
Przecież te starsze, które karmiłam od małego poznają mnie z dużej odległości pędzą. Mogłyby swoje dzieci jakoś przyprowadzić do mnie... Penelopa tak zrobiła dwa lata temu- Zameldowała się na balkonie z czwórką kociąt.

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Pon lip 07, 2003 10:04

Zadziwia mnie bezinteresowna zlość i złośliwość ludzka. Jestem w stanie zrozumieć tych, którzy kotom nie pomagają i nie dokarmiają. Ale nie potrafię i nie chcę rozumieć ludzi, którym przeszkadza, że inni to robią?
Tak pisze Ania P.
a mnie to już nie dziwi.Bo koty juz od dawna przewyższają ich inteligencją i wiedzą więcej o życiu ,niż tacy ludziska .A osób pomagających bezbronnym kotom ludziska nie lubią i wręcz na nich wyładowują swoją agresję i wszelkie kompleksy ,bo ich nie rozumieją a widzą swą pr.zy nich małość.Tacy są zadufani w sobie.Porządni ludzie :evil: o cholerka :evil:

Madgaleno jestem z Tobą ,Wierzę że się uda.Trzymamy kciuki.
Lilka,Sniki,Lilek

lilka

 
Posty: 277
Od: Śro lip 02, 2003 7:53
Lokalizacja: Katowice

Post » Śro lip 09, 2003 5:36

Ujawnily sie po kryjomu dwie zyczliwe kotom panie z "tego" bloku, z ktorych jedna szeptem powiedziala mi, ze lokatorzy chca rozwiazac problem zrzucajac trutke z balkonow.
Latalam caly dzien od TOZ-u do administracji i do telefonu straszac
prokuratura i wiezieniem. W TOZ-ie obiecali, ze dzisiaj cos rozkreca,
inspektor itd. ale nie wiem czy im wierzyc. Rozmawialam z Chalecka, z Danka Skarbek z Canisu, ale są to kobiety ponad miare obciążone.
Wieczorem z jedzeniem, woda, antybiotykiem poszlam pod siatke poraz kolejny probujac nakarmic kocieta.Do tej pory nakarmilam troje -w tym tylko jedno wychodzilo poza ogrodek, dwoje nakarmilam wsuwajac reke pod siatka. Byl jeszcze jeden-czarny-ktory ani razu nawet sie nie zbliżyl.
Wiec ide tam a pod siatka jakies zamieszanie. Jakas pani przemywa oczy temu kocieciu, ktore wychodzilo, wokol kreca sie dzieci, ludzie na balkonach, koty starsze niespokojnie kraza za siatka i wokol. Okazalo sie, ze syn jej powiedzial o chorych kocietach i przyszla zobaczyc co moze pomoc. Ja tlumacze, ze karmie i krece sie za ratunkiem. Ona szeptem, ze karmic nie wolno, bo lokatorzy.... Ja glosno, ze mam prawo i TOZ zawiadomiony. Ona mowi, to moze inne zwabimy i chociaz oczy przemyjemy. Ja wyciagam pasztecik i ciciam. Nadbiega jakis dziadyga. Wrzeszczy na mnie, gawiedz ma ubaw, ja krzycze, ze zawiadomie policje, on wrzeszczy, zebym zabierala sobie te koty do swojego ogrodka, zbiega sie wiecej dzieci, dziad krzyczy, ze koty chore roznosza zaraze. Ja przestaje krzyczec i zaczynam zajmowac sie kotami. Ta dobra pani kaze synkowi (ok 12 lat) przelezc przez siatke i zlapac czarnego kotka. Dzieciak przelazi, rozdziera spodnie. W ogrodku zjawia sie lokatorka -paniusia- z sasiedniego ogrodka dyrygujac chlopcem: to zabierz chlopcze jeszcze tego zdechlego golebia, ktory tam lezy. Dziecko goni i dopada kocie, gawiedz sie smieje. Kocie wyglada strasznie, nie ma oczu. Cos we mnie peklo. Ta dobra pani mowi- nie da sie odratowac. Biegne do domu po kontener, podrywam meza po samochod. Wsadzam czarnego do kontenera. Impuls-bierzemy do weta co sie da. Chlopiec znow w pogon. Wokol miotaja sie starsze koty. Udaje sie zlapac bialego i laciatego. Zostal w ogrodku jeden laciaty.
Zostawiamy go na razie, nie wyglada tak strasznie jak czarny.Ja dygocze,
dobra pani dygocze, wokol rozsypane moje miseczki, jedzenie, masci i sloiczki tej pani.
Jade na Powstancow Slaskich do weta calodobowego. Tam sie "sypie"- rycze.Badaja, dwa silniejze kocięta dostaja antybiotyk, masc i krople
do oczu. Czarna kupka nieszczescia zostaje na stole...Ja pragne czyjejs krwi i palam zadza zemsty.
Godzina 23-jestesmy w domu, pytam syna czy przetrzyma kocieta do jutra w swoim pokoju w kontenerze(nie wiem co pojutrze), syn sie godzi, po otwarciu kontenerka aby przelozyc malcow do wiekszego z poslankiem i miseczkami syn na widok dwu zalosnych maluchow mowi- moga zostac w moim pokoju dwa dni (juz sie w jego pokoju leczyl i hodowal 6 tyg.wujek tych maluchow, syn wie czym to pachnie). Maz milczy jak zaklety, moja czworka kotow miota sie za drzwiami skaczac sobie do oczu, Krzys z nerwow zaczyna znaczyc po scianach chociaz kastrat.
Jestem wykonczona(dodam, ze wyszlo , ze mam anemie mikrocytarna-polowa tej ilosci hemoglobiny co trzeba i podejrzenie wrzodow na zoladku). Ale siadam i probuje rozplanowac jutrzejszy a wlasciwie dzisiejszy dzien:
zlapac ostatniego kotka, isc do weta, napisac skargi- do administracji,
prezesa spoldzielni, isc na policje ze skarga,znalezc tymczasowe lokum dla trojki kociat (ha!ha!), potrzebna klatka hodowlana i dobrzy ludzie, nie mam pieniedzy ani sil, chce napisac skarge do Urzedu dzielnicy Bemowo i do Wydzialu Porzadku przy Radzie Miasta oraz zlozyc do prokuratury doniesienie o przestepstwie. W skargach chce wymienic organizacje pozarzadowe, ktore powiadamiam o calej sprawie. Najwazniejsza jest pomoc kotom, ale jesli komus nie przywale to chyba zwariuje. Nigdy nie zapomne tego dygoczacego cialka bez oczu,ktorego zostawilam na smierc... Zebym tylko dala fizycznie rade. Czy pisanie tych skarg ma sens? Rano bede dzwonic do TOZ-u,
moze ten inspektor przyjedzie...

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Śro lip 09, 2003 5:44

Czy ktoś z Warszawy podjąłby się opieki nad jednym, dwojgiem lub trojgiem chorych, bezdomnych kociąt?
Koci katar, oczy zakraplać 6 razy dziennie.
Nie mam klatki- klatek, o pieniądze będę się starać.
Proszę o wszelkie rady, sugestie , pomoc...

Będę potrzebowała pomocy przy szukaniu domów dla trójki kociąt, jeśli wyzdrowieją. Biały z szarym ogonkiem, futerko jakby dłuższe, takie rozczochrane, dwa łaciate.

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Śro lip 09, 2003 6:35

Magdaleno, straszne to wszystko. Mam nadzieje, ze cos uda sie zrobic.
Kochana, postaraj sie tez pamietac o swoim zdrowiu. Wiem, to trudne, ale jak sie pochorujesz, to nie beda mialy koty z Ciebie pociechy.
Przesylam pozytywne mysli w kierunku Bemowa.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87932
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Śro lip 09, 2003 8:40

Czemu nie mieszkam w Warszawie :( Trzymaj się Magdaleno, ja też przesyłam pozytywne myśli.

myszka

 
Posty: 3120
Od: Pt sie 09, 2002 13:45

Post » Śro lip 09, 2003 8:52

Magdaleno,
dopiero przeczytałam calosc... Mam łzy w oczach i bezsilnafurie w sobie. Oczywiście, że napisz skargi, nie wiem jak z prokuraturą...Ale mozliwe że to coś da. Na pewno warto napisać, zeby mieć świadomośc, że robisz wszystko, co możesz. Postaram się w ciągu dnia do Ciebie zadzwonić albo dam znać na pm.
Tak swoja drogą - czy jest może wśród nas ktoś kto zna dziennikarzy z lokalnej prasy? Sezon wakacyjny się zaczął, może by trochę o kotach popisali, oni zarobią nachleb, a nam troche pomogą... Ja mogę spróbowac poszukac znajomych ze studiów, ale moze jest ktos kto ma bieżący kontakt...
[url=http://www.TickerFactory.com/]
Obrazek
[/url]

lady_in_blue

 
Posty: 6164
Od: Pon kwi 22, 2002 10:35
Lokalizacja: Wola

Post » Nie lip 13, 2003 7:00

Wpadam tu jak po ogień, ale żyję teraz jak w koszmarnym śnie. W piątek wezwałam straż miejską, w poniedziałek idę do dzielnicowego.
Polali koty octem, ostatnie maleństwo nie do odnalezienia. Dwa maluchy u mnie w klatce, w lepszej formie. Straszyli, ze zrobia krzywde moim domowym kotom.
Zawiódł mnie TOZ.
Mam się skontaktować z dziennikarką z Życia Warszawy, będę próbowała jeszcze z G.W.
Dzięki wszystkim za pomoc w różnej formie.

Magdalena

 
Posty: 1513
Od: Sob maja 18, 2002 12:05
Lokalizacja: Warszawa Bemowo

Post » Nie lip 13, 2003 7:29

Sama nie wiem, co napisac, tak by się chciało wierzyć w ludzi, w ich , hym pierwotny elemnt dobra... Ale to trzeba mieć zupełnie chora głowę, żeby koty - octem... Ręce mi opadły. Magdaleno, faktycznie to pozgłaszaj, bo okrucieństwo i zawzietość tych ludzi przekroczyły wszelkie normy...
Trzymam kciuki za Ciebie!
[url=http://www.TickerFactory.com/]
Obrazek
[/url]

lady_in_blue

 
Posty: 6164
Od: Pon kwi 22, 2002 10:35
Lokalizacja: Wola

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 43 gości