PHILO - jeszcze wróci !!! A teraz dla forumowych dzieci :)

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sie 06, 2007 7:36

no, całe szczęscie,że mysza już pipa, to się maluchy ucieszą :)

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon sie 06, 2007 13:34

Według mnie, ta wyższa philozoficzna algebra powinna wyglądać taK:
mysza + pipa = mucha - siada
czyli
pipa = mucha - mysza - siada :?:
No od czego w końcu zależy to pipanie :!: :?:

Całuski
graszka+:conf:
Obrazek

graszka-gn

Avatar użytkownika
 
Posty: 3964
Od: Wto maja 29, 2007 19:04

Post » Wto sie 07, 2007 1:30

:ryk: :ryk: :ryk:

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Wto sie 07, 2007 5:54

Piękny dzień...



Obudził mnie promyk słońca, który uporczywie świecił prosto na mnie. Jedną małą chwilę rozkoszowałem się jego ciepłem, obracając z boku na bok, wystawiając brzuch i ciesząc się chwilą porannej beztroski, kiedy myśleć można tylko o czekającym w kuchni jedzeniu i łudzić się, że kolejny dzień nie przyniesie ze sobą żadnych niespodzianek. Chętnie leżałbym tak i leżał, ale od strony sofy rozległy się ciężkie kroki i za chwilę tuż nad moim uchem odezwał się zgrzytliwy głos :
- Dzyń, dzyń, dzwoń mój dzwonku, wstawaj, wstawaj nasz Philonku...
Otworzyłem oczy, a Dexter, na wszelki wypadek dał potężnego susa na parapet.
- Dzień dobry – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry – odburknąłem.
Dexter parę razy przeciągnął się i szeroko ziewnął.
- Co tak wcześnie ? – zapytałem. Dzień zapowiadał się piękny i ciepły i przysiągłem sobie, że nie pozwolę nikomu i niczemu dać wyprowadzić się z równowagi.
- Oczywiście, że możemy pospać dłużej....- powiedział Tetryk denerwująco podkreślając słowo „dłużej” – jeżeli chcesz biegać po mieście z pipającą myszą w pysku...
Z godnością napuszyłem ogon i ruszyłem w stronę drzwi.
- Jeżeli coś obiecuję, to dotrzymuję słowa – powiedziałem ocierając się w przejściu o nogi pani Doroty.
Tetryk pomaszerował za mną i bardzo zgrabnie wyprzedził mnie na zakręcie schodów. Dziwak, pomyślałem. W kuchni , od czasu pojawienia się Dextera stały dwie miski, każda w innym kącie, a Dexter i tak musiał zacząć jeść jako pierwszy. Wszedłem do kuchni przy akompaniamencie chrupania i mlaskania i zabrałem się za swoją porcję.
- Mamy dzisiaj piękny dzień – zawołała pani Dorota w stronę schodów, z których schodził Dziadek.
- Zygmunt proponuje wieczorem pieczone kiełbaski – Dziadek przechodząc pogłaskał moje futro.
- Wspaniale – zgodziła się pani Dorota i usiedli przy stole. Zapachniało zbożową kawą i
świeżym pieczywem.
Umyliśmy pyski . Dexter pomaszerował prosto do ogrodu, a ja zajrzałem do gabinetu, aby zabrać mysz.
Oczywiście nie uszło to uwadze pani Doroty
- Głowę daję, Karolku – powiedziała zaintrygowana – że schowałam ją wczoraj do szuflady...
- Tak, tak – odpowiedział Dziadek. – myślę, że do kiełbasek idealna będzie musztarda miodowa...ta z półeczki po lewej stronie...
- Po prawej – poprawiła go pani Dorota i obydwoje zaczęli się śmiać..
Z myszą w zębach śmignąłem na drugą stronę uliczki gdzie rósł szpaler ozdobnych krzewów.
Dexter rechocząc pobiegł za mną i skierowaliśmy się w stronę szpitala. Droga nie była długa, jeżeli poznało się wszelkie możliwe skróty i w miły sposób znajoma.
Jak przyjemnie było biec od czasu do czasu rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia w stylu „ a pamiętasz ” albo „to było dokładnie tutaj”... nawet, jeśli tym kimś drugim był Dexter z kwaśnym uśmiechem na pysku.
Do szpitalnego ogrodu wbiegliśmy akurat w chwili, gdy kotka kończyła poranną toaletę maluchów.
- Pan Szyszka ! – wrzasnęły radośnie i pędem pobiegły w naszą stronę.
- Zobaczcie, co mam dla was – powiedziałem, kładąc mysz na trawie.
- Ale naprawdę...nie trzeba było... – szpitalna kotka uśmiechnęła się z zażenowaniem.
Dexter trącił nosem mniejszego malucha.
- Mysza pipa – powiedział i przydusił zabawkę łapą.
Mysz wydała imponujący pisk.
- Bawiona jest... – powiedziało z nutką rozczarowania większe kocię oglądając zabawkę. – Ogona łysego ma...
- Nie, nie, nie – rozległ się za moimi plecami głos Alex . – Mówi się „używana zabawka” i „ma łysy ogonek”.
- Nie taki znowu łysy – zaprotestowałem, a kocię grzecznie powtórzyło patrząc mi prosto w oczy :
- To jest używana zabawka i ma łysy ogonek.
Rozejrzałem się dokoła szukając ratunku.
- To nie jest taka zwyczajna mysza – powiedział Dexter kątem oka patrząc na Alex.- Jak przestanie pipać, to trzeba położyć ją na słoneczku i znowu będzie...
- Piszczeć ? – zapytało kocię i spojrzało na mnie przychylniej.
Dexter ułożył się w trawie z miną dobrego dziadka.
- Kiedy pan Szyszka był malutkim kociątkiem – rzekł z namaszczeniem zezując w moją stronę – i nosił obróżkę z dzwoneczkiem...jego człowiek przywiózł mu tą zabawkę z bardzo, bardzo daleka...a kiedy pan Szyszka wyrósł na grubego, paskudnego kocura schował tą myszkę na pamiątkę...
- Pan Szyszka nie jest grubym, paskudnym kocurem ! - wrzasnęło kocię i aż najeżyło się z oburzenia. – Pan Szyszka jest kochanym...kochanym...wujaszkiem !
- No dobrze – zgodził się Tetryk – kiedy pan Szyszka wyrósł na kochanego wujaszka postanowił podarować ta myszkę dwu maluchom...
Pyszczki kociąt rozjaśniły się w uśmiechu.
- A trzeba wam wiedzieć – ciągnął Dexter – że ta mysza śmiertelnie wystraszyła dwie niedobre, pachnące naftaliną ciotki...
Alex rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. Kocięta usiadły naprzeciw Dextera z wyczekującymi minami.
- Pewnego razu – zaczął Dexter wpadając w medialny ton – kiedy nad miastem zapadła ciemna, straszna noc, ja i pan Szyszka znalezliśmy się w ogromnym, pustym domu...
Odetchnąłem z ulgą. Alex ułożyła się w trawie tuz za plecami kociąt i słuchała ze szczerym zainteresowaniem.
Przeżywałem przygodę z myszą tak intensywnie, że nie zauważyłem, jak obok mnie pojawił się Smarkacz. Spojrzał na napuszonego Dextera i roześmiał się.
- To ty jesteś bardzo, bardzo dzielny – pisnęło mniejsze kocię patrząc na Tetryka z nietajonym podziwem.
- Ale to nie znaczy, że możesz nazywać pana Szyszkę grubym paskudnym kocurem – powiedziało większe i porwało myszkę w zęby. Za chwilę oba kociaki biegały dokoła klombu wpadając na siebie i wyrywając sobie zabawkę.
Wyciągnąłem się w trawie. Miękkie zdzbła delikatnie łaskotały mnie w nos, a po niebie płynęły drobniutkie, białe chmury.
Świat wydawał się tak idylliczny, tak piękny i tak spokojny jak gdyby nigdy nie chodziły po nim żadne ciotki.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto sie 07, 2007 6:34

Bawiona jest...
:lol: Dzień dobry!
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto sie 07, 2007 12:27

doczytane jest ... i uśmiecha na twarzy robi... :lol:

dzień dobry wszystkim :D
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto sie 07, 2007 15:46

Ach... piękna bajusia na miły dnia początek (u mnie dopiero dzień się zaczyna ;)

Patr77

 
Posty: 2341
Od: Wto wrz 12, 2006 0:05
Lokalizacja: Ottawa/Poznań

Post » Wto sie 07, 2007 17:21

oh mam nadzieję ze jeszcze nie raz przeczytam o Kociętach. Cudne są...
I jak pięknie gadają - bawiona jest :lol:

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Wto sie 07, 2007 18:22

...bo kocięta tak mówią...nie wiedziałas ??? :D
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto sie 07, 2007 18:34

caty pisze:...bo kocięta tak mówią...nie wiedziałas ??? :D


no bo moje dwie to już takie nie kocięce były jak do mnie trafiły a trzecia i owszem ale milczek za to był z niej okropny :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Wto sie 07, 2007 21:25

- Mysza pipa –


No - skoro pipa to możemy spokojnie iść spać*, iść do pracy*.
Wszystko bedzie dobrze.

*Niepotrzebne skreślić

YBenni

 
Posty: 1667
Od: Nie maja 20, 2007 22:04

Post » Śro sie 08, 2007 6:13

Uprowadzenie



Siedzieliśmy z Tetrykiem jak na szpilkach patrząc jak pani Dorota pakuje wiklinowy koszyk wkładając do niego po kolei słoik miodowej musztardy, ogórki w pękatym słoiczku, długą bułkę i paczkę papierowych serwetek w kratkę. Dziadek kręcił się po kuchni w poszukiwaniu korka do butelki i cały czas opowiadali sobie przeróżne wesołe historie z dawnych czasów.
- A najbardziej to chcieliśmy pojechać do Egiptu – powiedział Dziadek i zakrył koszyk kolorową serwetą – to były czasy Dorotko, to były czasy...
Pani Dorota otrząsnęła się ze wstrętem.
- Piramidy, mumie i skarabeusze. Dziękuję bardzo.
Za to ja i Tetryk aż podskoczyliśmy z wrażenia.
- A jednak ...- szepnął Dexter.
- Złota Bastet ...- szepnąłem – więc chyba naprawdę istnieje...
Kiedy tylko drzwi ogrodu zamknęły się jak dwa cienie oświetlone blaskiem zachodzącego słońca wymknęliśmy się do ogrodu.
- Biegnij po Alex i Smarkacza – powiedział Dexter – a ja zaczekam na psa.
Małą chwilę biegłem śladami Dziadka i pani Doroty do miejsca, gdzie alejka odbijała w stronę miasta. Skręciłem w lewo, do parku, gdzie zapadał już zielonkawy zmierzch. Uprzejmie przywitałem się z burasem z oranżerii i już – już miałem wybiec na deptak, gdy zobaczyłem Alex, biegnącą w moją stronę ze zjeżoną sierścią.
Zatrzymała się z trudem łapiąc oddech .
- Dzieci – wykrztusiła. – Zniknęły dzieci !
Poczułem jak chłód pełznie mi wzdłuż kręgosłupa.
- Dzieci szpitalnej kotki ? – zapytałem, choć pytanie było zbędne. Pręgowane maluchy były bowiem jedynymi dziećmi, które znaliśmy.
Zielone oczy Alex rozszerzał strach.
- Po waszym odejściu bawiły się myszą, a kiedy matka ucięła sobie małą drzemkę – przepadły. Na trawniku pozostała tylko mysz....Matka przeszukuje teren szpitala...a ja...to znaczy my...
Zacząłem gwałtownie przypominać sobie, czy ktoś widział nas razem odpoczywających na trawniku, ale nie było nikogo takiego. Nawet jeżeli obecność nieznajomego uszłaby mojej uwadze, to był jeszcze czujny pies, ale i on nikogo nie wyczuł...
Z trudem opanowałem chaos, jaki zapanował w mojej głowie.
- Posłuchaj – powiedziałem. – Wracam po Dextera . A ty biegnij na przystań.
Na łapach mdlejących z wysiłku dobiegłem do ogrodu.
Musiałem wyglądać strasznie, bo na mój widok Tetryk zerwał się i od razu podbiegł do mnie.
- Co się stało ? – zawołał. – Na pazur Bastet, opowiadaj !
- Opowiem po drodze – wychrypiałem. – nie mamy czasu do stracenia 1
Z sercem walącym jak oszalałe, z trudem łapiąc oddech , w paru słowach wyjaśniłem, co się stało a Tetryk aż zatrzymał się ze zgrozy.
- To straszne ! – zawołał i pobiegliśmy dalej.
Na przystani byli już szpitalna kotka, której poszukiwania nic nie dały, Alex i Smarkacz .
- Gdzie pies ? – zapytałem.
- Na wizji lokalnej – rzekł Smarkacz. – pobiegł spenetrować ogród.
- Niech się pani nie martwi – powiedział Dexter. – Odnajdziemy dzieci. Daję pani na to moje słowo.
W innej sytuacji, widząc go tak napuszonym i pompatycznym ryknąłbym śmiechem, ale tym razem nie było mi wesoło.
Miałem przed oczyma pręgowane mordki i łobuzersko błyszczące oczy. „Kochany wujaszek Szyszka” dzwięczało w mojej głowie.
- Ustalmy kolejność wydarzeń – ciągnął Dexter – aby nie popaść w chaos. Dzieci bawiły się myszą...
- Nie, nie – przerwał mu Smarkacz. – Najpierw wujaszek... to znaczy Philo przyniósł mysz.
- A więc najpierw Philo przyniósł mysz...potem ja tłumaczyłem jak działa...
- Nie, potem Alex – wtrącił ponownie Smarkacz – powiedziała, jak należy mówić poprawnie...
- To są nic nie warte detale – Tetryk spiorunował go wzrokiem.
- Ale TO było POTEM – Smarkacz upierał się przy swoim.
- Dobrze. I dzieci zaczęły się bawić. A potem kiedy poszliśmy do domu, pani – zwrócił się do szpitalnej kotki - ucięła sobie drzemkę.
Kotka smutno pokiwała głową.
- A kiedy się obudziłam, dzieci już nie było. Została tylko mysz...
Alex otarła się pyszczkiem o głowę kotki.
- Nikt nie wzywał pomocy, nie krzyczał ? Prawda ? – zapytała. – Nie było żadnych śladów ?
Szpitalna kotka przytaknęła ze smutkiem..
- Nie słyszałam niczego. Może... tak, zanim zasnęłam, coś szeptały między sobą.
Oczy Alex zaświeciły jak dwie latarki.
- Szeptały... – powtórzyła. – Szeptały między sobą...
Nachyliła się w stronę Smarkacza i szepnęła mu coś do ucha. Smarkacz z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Niemożliwe ...- powiedział.
- A jednak – Alex upierała się przy czymś.
Smarkacz wstał i zajął miejsce obok Dextera.
- Sądzę, że to nie uprowadzenie – powiedział. – Nie było nikogo obcego, nikt nie wzywał pomocy... Myślę, że mamy do czynienia z malutką wycieczką-ucieczką. Kto z nas, będąc dzieckiem nie robił takich rzeczy ?
Dexter obrzucił go pogardliwym spojrzeniem. Smarkacz , nieco urażony, odsunął się na bok.
- Posłuchajcie – powiedziała ostro Alex i w tej samej chwili, na szczycie wydmy pojawił się cień psa.
Ostatnio edytowano Śro sie 08, 2007 6:33 przez caty, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro sie 08, 2007 6:20

No Caty :evil: w takim momencie przerwac?! I mamy czekać do jutra?! :evil: :placz:

Jak mogłaś????????!!!!!!!!!!!!!!
ObrazekObrazekObrazek

bez44

 
Posty: 1178
Od: Wto sty 02, 2007 11:49
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro sie 08, 2007 6:21

caty :crying: no wiesz! w TAKIM momencie??? buuu.. :crying:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Śro sie 08, 2007 6:24

Caty!! jak mogłaś! moje kocięta! Wiem że wszystko się dobrze skończy ale i tak mnie skręca :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości