CoToMa pisze:Niedawno wróciłam od pani Ali i zupełnie nie mam na nic siły i ochoty. Dzieci z teściową w Warszawie, TŻ w pracy, więc siedzę w domu sama. A raczej ze zwierzakami. Znowu mam doła i chyba tak będzie ciągle. Miałabym ochotę zakopać się pod kołdrę i zapaść w jakiś letarg. Kupiłam sobie na imieniny płytę Jopek i nareszcie mogę jej sobie posłuchać, oczywiście jest adekwatna do mojego nastroju. Moje zwierzaki w miarę zdrowe, ale i tak muszę się w przyszłym tygodniu wybrać z nimi do weta, bo każdemu coś niewielkiego dolega. Nie mogę przestać myśleć o Amigo. Z Feliksem też nie jest zbyt dobrze (napiszę w jego wątku). Znowu dzisiaj zasłabłam, tym razem u weta. w ciągu ostatnich dni schudłam tak, że spadają ze mnie spodnie. Dobrze, ze istnieją leki uspokajające, przynajmniej trochę otępiają zmysły i ból jest wtedy mniejszy. Pani Ala wmusza we mnie jedzenie, gdybym u niej nie jadła, to pewnie nie jadłabym wcale. Chce mi się tylko ryczeć, ale przecież nie mogę zostawić futrzaków, muszę walczyć o Felusia, i nie tylko o niego.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam to z siebie wyrzucić. I tak się zastanawiam kiedy ostatecznie zwariuję...
Właśnie przyszedł Gryzzli na jedzonko. On przynajmniej miał szansę, Amigo jej nie dostał...
CoToMa, wcale się tak bardzo nie rozpisałaś, ale już dawno nikt mnie tak nie zaniepokoił. A szczególnie Twoje omdlenia, chudnięcie i ból, na który bierzesz środki uspokajające
Co Ci jest, kobieto? To znaczy, ja nie jestem dociekliwa i nie chcę nic z Ciebie wyciągać. Bardziej chodzi mi o to, żebyś zajęła się również sobą. Tylko nie mów mi, że nie możesz, bo tyle zwierząt czeka na Twoją pomoc. Jak nie zatrzymasz się na chwilę nad własnym zdrowiem, nie pomożesz już żadnemu zwierzęciu, bo nie będziesz w stanie.
A Amigo? Na to nic nie umiem Ci napisać. Każda z nas przeżywa swojego Amigo... kiedyś.