ana pisze:A czy karmicielka nie może (nie chce?) leczyć kociaka na miejcu? Zakraplać mu oczy Sulfacetamidem?
To jest kociak nie wiadomo od jakiej kotki. Być może nawet nie od szpitalnych. Ma ok. 3-4 tygodnie i nie wyobrażam sobie żeby mógł sobie sam poradzić na dworze.
Ma koci katar, dostał Synulox, antybiotyk do oczu. Nie ma przedniej części języka, a na reszcie ma jakieś nadżerki.
Do szpitala nie zaglądałam ostatnio chcąc uniknąć bólu serca, ale to co tam dzisiaj zastałam.....
Razem mam 3 maluchy z dzisiejszej wizyty:
Jedna kicia urodziła maluchy praktycznie na oddziale kardiologicznym - we wnęce w ścianie koło windy. Tam była dokarmiana po kryjomu przez pielęgniarkę. Maluchy rosły, ale zaczęły kilka dni temu opuszczać kryjówkę. Dziś ktoś o świcie wyrzucił jednego przez okno

- z trzeciego piętra. Zostały jeszcze dwa - oba wzięłam.
To chłopcy - oba zdrowe, mają już ok. 2 miesięcy. Już odrobaczone u weta. Są przerażone i drapią, ale przejdzie im.
Ruda urodziła trzy kociaki - w kotłowni. Dopóki stamtąd nie wychodzą są bezpieczne.
W magazynie apteki pracownice ukrywają kotkę z małymi przed kierowniczką - jak się dowie to obiecała, że "rozwali je miotłą". Już obiecałam, że "jak się dowie" to je stamtąd zabiorę. Na razie są małe. dwa burasy, jednen czarny i jeden czarno-biały.
Kochani forumowicze - potrzebuję na gwałt tymczasowych domów zastępczych. Nie dam rady sama.
Muszę gdzieś umieścić choć tych dwóch zdrowych chłopaków - zarażą się katarem albo grzybicą jeśli zostaną u mnie.
Także tą maleńką zakatarzoną muszę jakoś oddzielić.
Mam tylko jedną klatkę - czy ktoś mógłby pożyczyć mi drugą?