Ano, kot zaludzony. Niechybnie. Dziś ma wizytę u weta - obaczy się czy to kastrat czy też wręcz przeciwnie i co mu tam w trzewiach gra. Co prawda jak na razie nie poznaczył nam jeszcze domowego pielesza (ale nigdy nic nie wiadomo), jeno kulturalnie wychodzi na stronę - z tego balkonu (co to na parterze w rzeczy samej). Widać kot nie przejawia inklinacji alpinistycznych i poszedł po najmniejszej linii oporu, wskakując na najniższy balkon
Siedzi teraz, o, i wślepia się tymi swoimi miodowymi gałami...
A co do znajomości z ludźmi z obiektu zbiorowego zamieszkania - cóż, ja nie znam nawet wszystkich z mojej klatki. Taki orwellyzm, wmordęż...
