» Pt maja 18, 2007 20:37
Ciocia...
A co, kociaku ?
A Duża to rozumie co my mówimy ?
Pewnie, że rozumie.
To znaczy, że my i duzi...
Tak, jesli umiemy słuchać...
Wcale nie tak dawno temu, w dużym, trzypiętrowym szarym domu na skraju miasta, żył sobie pewien staruszek.
Mieszkał sam – chociaż wcale nie musiał.
Na początku każdej zimy, zawsze przyjeżdżał jego syn żeby zabrać go do siebie, ale staruszek uparcie odmawiał, jak gdyby miał po temu jakiś bardzo ważny powód.
I za każdym razem, kiedy za synem zamykały się drzwi, gdy ucichał warkot silnika samochodu, staruszek ubierał ciepłą kurtkę, obwiązywał szyję ciepłym szalikiem i wychodził z domu...
Tego roku było dokładnie tak samo. Syn odjechał z niczym, a staruszek udał się na codzienny, tajemniczy spacer.
Zbliżała się Wigilia. Ludzie kupowali prezenty, sprzątali, szykowali potrawy. W klatce schodowej pachniało pierniczkami , choiną i pastą do podłóg.
I nagle wszyscy przypomnieli sobie o staruszku...
- Nie powinien mieszkać sam – powiedziała pani Jola z pierwszego piętra.
- I nie powinien chodzić samotnie wieczorami – powiedziała pani stasia z drugiego piętra.
A pani Ewa z trzeciego piętra postanowiła, że w tym roku, na swoim stole, ustawi jeszcze jeden talerz.
- Wy, dzieci – powiedziała do swoich uczniów pani Jola, która była nauczycielką – musicie postarać się o choinkę.
A harcerze postanowili sprzedać makulaturę i zakupić staruszkowi prawdziwego karpia.
Całe podwórko aż huczało, ale staruszek chyba o niczym nie wiedział, bo, jak zwykle wychodził na tajemnicze, wieczorne spacery ze sporej wielkości reklamówką w ręce.
W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Wszyscy zebrali się u pani Ewy, żeby zaczekać, aż zapadnie zmrok.
A kiedy na niebie zapaliła się pierwsza blada, wielkomiejska gwiazdka uchylili drzwi i po cichu zaczęli schodzić na dół.
Na początku szły dzieci z choinką, potem harcerze, którzy już z rana pozostawili pod drzwiami staruszka niebieskie wiaderko z karpiem, i kolejno pani Ewa, pani Jola i pani Stasia.
.Gdy znalezli się na półpiętrze zauważyli, że drzwi od mieszkania na parterze uchyliły się, a owinięty szalikiem staruszek wymknął się z domu.
Harcerze spojrzeli po sobie, parę dzieci zaczęło cichutko pociągać noskami, a pani Ewa, pani Jola i pani stasia położyły na ustach palce i wszyscy najciszej jak tylko się dało podążyli śladem staruszka.
Ten zaś przeszedł przez podwórze i skierował się w stronę parku.
- Jak tu pięknie – wyszeptała pani Ewa, która całe życie w wigilijny wieczór była zajęta sprzątaniem.
- Prześlicznie – zawtórowała jej pani Stasia, która ostatni raz była w parku dwadzieścia lat temu.
A pani Jola spojrzała dokoła i zobaczyła pomarańczowe kule latarni połyskujące spomiędzy gałęzi ośnieżonych świerków. Prószył lekki śnieg, a zaspy połyskiwały tysiącem świetlistych kryształków. Alejki ginęły w mroku, a na ławkach leżały puszyste, śniegowe poduszki.
Przez jedną krótką chwilę wydawało się, że staruszek rozpłynął się w powietrzu , ale on tylko skręcił w najwęższą i najmniejszą z alejek, na końcu której powitały go cichutkie głosy.
Wkrótce inni usłyszeli ciche nawoływania i śmiechy.
Pani Jola delikatnie rozsunęła gałęzie jakiegoś krzewu i...wszyscy stłoczyli się obok.
Na środku polany, którą zmrok i światła przemieniły w balową salę stał staruszek. Ciepły szalik zwisał mu z ramion jak królewski płaszcz, a dookoła stały zwierzęta. Były tam psy – stare i młode, koty – czarne, białe, bure i łaciate, i lis z puszystym ogonem, i anwet wielkooka sarna.
- Wesołych Świąt, Wesołych Świąt – dzwięczało w powietrzu.
Nagle – najprawdopodobniej ktoś nastąpił na jakąś gałązkę, albo kichnął- wszyscy, jak na komendę odwrócili głowy.
- Obcy ! Obcy ! – zawołał lis, a psy zjeżyły sierść na karkach.
Staruszek jednak tylko się uśmiechnął.
- Myślicie, że o niczym nie wiedziałem ? – zapytał – Wszystko opowiedział mi Pan Karp, którego dzisiaj znalazłem pod drzwiami.
- - A...gdzie on teraz jest ? – zapytało najmniejsze dziecko.
Staruszek uniósł brwi..
- Jak to gdzie ? W parkowym stawie.
Wszyscy spojrzeli w kierunku stawu oświetlonego przez pomarańczowe latarnie i zobaczyli, że na środku ktoś wyrąbał przerębel.
- Chodzcie. – Staruszek zapraszająco skinął ręką.
Z krzaków wyszli harcerze z choinką i ustawili ja na środku polany.
- Zobaczcie – powiedziała duża, biała kotka do swoich dzieci. – Prawdziwa choinka, tak, z której można strącać bombki...i wspinać się po gałązkach...
A gdy harcerze zapalili zimne ognie kocięta zaczęły klaskać w łapki.
Dzieci wieszały na choince ozdoby, psy ogonami odmiatały śnieg, a pani Jola, pani Ewa i pani Stasia ustawiały dokoła papierowe talerze i wykładały na nie jedzenie .
A kiedy wszystko było już zjedzone, talerze wylizane i wyrzucone do kosza ludzie i zwierzęta stanęli wokół choinki i zaśpiewali kolędę –
- Noc najpiękniejsza, radosne święta
Znów jesteśmy razem, ludzie i zwierzęta,
Jak przed wieki w raju...
O wigilijny, niespodziany cudzie,
Znów jesteśmy razem, zwierzęta i ludzie,
Narodzin wszyscy czekają...
Kiedy kolęda ucichła dokoła zapanowała dziwna, uroczysta cisza .
- Prezent ! Prezent ! – zaszczekał nagle najstarszy z psów.
W tej samej chwili mała miejska gwiazdka drgnęła i zapłonęła jasnym światłem. A potem oderwała się od ciemnego nieba, poszybowała w dół i upadła tuż u stóp staruszka.
Wtedy najstarszy z kotów podniósł ją z ziemi i przypiął do piersi staruszka jak order.
A... w ogóle to wszystko skończyło się tak, że każdy zabrał do domu jakieś bezdomne zwierzę, za wyjątkiem lisa i sarny, bo ich domem był park, a pani Ewa to nawet zabrała całą kocią rodzinkę.
I chociaż w parku nie było już nikogo bezdomnego i głodnego staruszek i tak wychodził co wieczór na spacer. Nad staw. Pogadać z Panem Karpiem.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!