W sobotę Klemensowi został wyjęty drenik

co prawda jeszcze prawie 1 cm odessaliśmy, ale po pierwsze drenik się rozszczelnił

a po drugie Doktor Ewa powiedziała, że dłużej nie można go w kocie trzymać, bo to grozi stanem zapalnym

więc wyjęliśmy, jak się coś tam jeszcze wytwarza mokrego, to musi samo reabsorbować i już. (BTW przepraszamy za zrobienie "zatoru" u Doktor Ewy

faktycznie długo byliśmy w gabinecie, ale mimo że Ewa uwijała się jak w ukropie - nie dało się szybciej

)
Obejrzałam całą ranę - jest piękna. Naprawdę

cieniutka taka, aż pozazdrościłam (żeby mnie tak ładnie pozszywali

) Klemens dostał nowe ubranko, TŻ namalował na nim "10" (bo taki numer miał Pele), imię kota i drużynę "Bieszczadzko-Leśnych"

i kot wygląda jak w koszulce piłkarskiej
Żeby nie stresować futrzanego bardziej niż to niezbędne - klindamycynę podajemy w zastrzykach, a w czwartek jedziemy na zdjęcie szwów. Kupa była w piątek wieczorem, niestety od tej pory znów nic

dolewamy do jedzonka parafiny, ale bezskutecznie
Klemens wydaję się czuć bardzo dobrze

nie chce siedzieć w klateczce, awanturuje się i z pasją rozrywa kartonik, w którym ma posłanko. W ciągu weekendu, jak byliśmy w domu, chodził sobie luzem

śmiesznie łazi, tak sztywno, ale już się nie przewraca i musimy pilnować, aby nie uskuteczniał skoków
dziś znów zadzwonił do mnie Dr. Trębacz

pytał o małego, jak się czuje... Pan Doktor zaskakuje mnie swoim zainteresowaniem

większość chirurgów (ludzkich), z którymi się "spotkałam"

robi swoje i przekazuje pacjenta lekarzowi prowadzącemu. Koniec. A tu proszę

taki chirurg fajny nam sie trafił
