dzisiaj znow troche o mojej rekonwalescentce

teraz juz chodzi, biega, skacze (po wszystkim) zupelnie normalnie, pelen humorek i apetycik wrocil, a wczoraj wieczorem Morcia stesknila sie (ja tez

) za spaniem z pancia w lozeczku i patrzyla sie chwile, patrzyla jak leze w lozku, nie wytrzymala i z glosnym "miauuuu" juz byla na lozku

a rano zrobila mi najpiekniejsze na swiecie powitanie, najpierw przebudzilam sie z lapa na policzku (oczywiscie lapa mnie ugniatala

), otwieram oczy a tuz przede mna kocia maska z wpatrzonymi oczyskami

jak zobaczyla ze sie obudzilam to zaczela gruchac, wstala przeciagnela sie, zakrecila w klebek blizej twarzy i zaczela mnie calowac, barankowac, znowu glaskac lapkami itd

bylam wniebowzieta i zamiast spac jeszcze godzine wg tego co sobie na budziku ustawilam, mizialam sie z Moreczka

ranka sie nadal nie interesuje, skorka jasniutka, nic sie nie paskudzi (tfu, tfu...). co do Balunia to mam pewien dylemat, bo zastanawiam sie czy z racji jego kiwania, przewracania powinnam ulatwiac mu zycie, tzn nie meczyc go jakimis dlugimi spacerami itd? czy wrecz przeciwnie sprobowac troche "rozchodzic" te jego stawy? z tego co mi wiadomo to problem podobno lezy w mozgu...ale juz mowie o co chodzi

chodzi o to, ze chcialam kupic dla niego szeleczki (bo dla Morki mam jeszcze te takie dla kociat i ona narazie na styk sie jeszcze w nie miesci) i wziac go na spacer, np do lasu. i stad pytanie czy to nie bedzie dla niego wieksza katroga niz przyjemnoscia?? ale z tego co ja widze on uwielbia gdzies lazic, trudno go zatrzymac wlasciwie..wiec co o tym sadzicie?
ps. dzis lub jutro postaram sie wrzucic swieze fotki towarzystwa
