mi juz nic nie pozostaje jak liczyc na fachowosc weterynarzy..... W tej lecznicy jest trzech i kazdy juz go ogladal i cos przy nim robil....
Juz tyle czasu a te rany wygldaja tylko gorzej....
Zal mi go bo przez te niegojace sie rany musi nosic ciagle kolniez, siedziec w klatce jak nas nie ma.... Scigamy mu go tylko do jedzenia i wtedy szybko jeszcze spieszy sie by umyc sobie jak najwiecej futerka...
myslalam , ze leczenie potrwa szybciej i.... poszukamy mu szybko domu..... ale konca leczenia jeszcze dlugo chyba nie zobaczymy , a jak moglibysmy go po tym wszystkim oddac, po takim dlugim czasie????
