» Wto sty 30, 2007 16:50
Mnie to też dotyczy, były tu już też takie wątki. Agatka przyjechała do mnie 30 pażdziernika 2003r. jeszcze ze szwem po sterylce. Wysterylizowana była napewno prawidłowo, zabieg robiła wetka ryśki. Niestety już jakoś na przełomie grudnia i stycznia pojawiły się objawy rui. Bardzo szybko rujka przeszła w stan permanentny. Koteczka dostała trzy kolejne zastrzyki hormonalne w odstępach kilkumiesięcznych. Wet mówił, że to może ruje wyciszyć już na stałe. Niestety około pół roku po tym jak ostatni zastrzyk skończył teoretycznie swoje działanie ruja wróciła. Wtedy wet wymacał przez powłoki brzuszne coś, co mogło być otorbionymi komórkami jajowymi (podobno zdarza się to czasem - podczas zabiegu jakieś pojedyńcze, niewidoczne gołym okiem komórki jajowe zostaną w brzuszku i zaczynają żyć własnym życiem). Wcześniej tego nie wyczuwał. USG potwierdziło, że coś trakiego, i to sporych rozmiarów jest. Ponieważ Agatka akurat rujkowała, umówiłam się z wetem na operacyjny zabieg usunięcia tego niepotrzebnego tworu produkującego estrogeny po zakończeniu rui (Agatka znowu dostała zastrzyk bo inaczej po uprzednich doświadczeniach wiadonmo było, że może rujkować znowu wiele miesięcy bez przerwy). Kiedy przyszłyśmy na umówiony zabieg, okazało się, że tego "czegoś" nie ma - ani palcami nie czuć, ani nie widać na USG. Prawdopodobnie te komórki jajowe aktywnie żyją w czasie rui a potem stają się nie dostrzegalne. W tej sytuacji zabieg nie miał sensu - jak wycinać coś, czego być może wogóle nie widać. W tej chwili jesteśmy umówieni, że gdyby ruja wróciła, to w te pędy do weta, USG, i jak jest to ciachamy. Ale rui od lipca nie ma.