Aaaale miałam dzisiaj poranek..
Zwykle wstaję o 5 rano, żeby powoli się obudzić, zdążyć zrobić wszystko przy kociastych i jakoś doprowadzić siebie do porządku na tyle, żeby dało się wyjść do pracy.. zdarza się, że mam jeszcze czas na śniadanko.. no i 8:15 - 8:20 jestem w pracy..
A dzisiaj było troszkę inaczej..
Jakoś tak koło 2:30 zwlokłam się półprzytomna z łóżka, żeby uchylić okno, bo jakoś gorąco było i jakiś dziwny zapaszek poczułam..
Po ciemku poszłam do łazienki i całe szczęście, że zapaliłam światło przed wejściem.. Oprzytomniałam natychmiast.. Podłoga do mycia, Nikuś do prania.. Nic dziwnego, że mój organizm domagał się świeżego powietrza..
Podłogę wymyłam, Nikusia wyprałam i wysuszyłam i poszłam spać..
O piątej, jak codzień, miał zadzwonić budzik.. chwilę po nim - budzik w telefonie i jeszcze po tym - miał się włączyć telewizor..
Obudziłam się o szóstej.. zegar pokazywał godzinę trzecią i nie miał zamiaru chodzić nadal.. Baterię diabli wzięli.. Budzik w telefonie chyba zadzwonił, ale ja nie slyszałam..

a gadający telewizor mnie nie obudził..

Zerwałam się przerażona wizją kolejnego spóźnienia do pracy.. I trzeba było wszystko na raz - kapiel, kocie śniadanie, zmiana żwirku, moje śniadanie, mój makijaż.. łomatko..
Zaczęłam od kąpieli, potem miała być wymiana żwirku.. W trakcie kąpieli Gacia postanowila skorzystać z kuwetki.. ale wybrała kuwetkę Suffki, stojącą w pokoju.. Na szczęście krytą.. Ale co z tego, jak po chwili kolejny zapaszek wymiótł mnie z wanny.. polecialam sprzątać kuwetkę..

Następnie kociaste dostały śniadanie.. A ja w międzyczasie robilam sobie śniadanie, suszylam włosy, ubierałam się i nakladałam tapetę na twarz..
Kociaste skończyły swoje śniadanko, dożerając resztki z cudzych misek.. W związku z tym, że zrobilo się miejsce na moje - zaczęłam jeść swoje śniadanko.. Pierwszą przerwę zrobił mi Miś.. Poleciałam sprzątnąć kuwetkę.. Druga kanapka.. I druga przerwa - tym razem dzieło Puchatka.. Polecialam sprzątnąć kuwetkę.. Trzecia kanapeczka.. i słyszę Nikusiowe drapanie kuwetki.. Znowu odstawiam śniadanko i lecę do łazienki.. tym razem dłuższa przerwa.. Kocisko jeszcze zrobiło conieco w kuwetce ale potem mu się w to usiadlo.. następnie przy wychodzeniu wszystko z hałasem odlecialo na podłogę.. Efekt - mycie podlogi i pranie Nikusia..
A czas leci..
Wymyłam, wyprałam i wróciłam do śniadanka..

Nie powiem, żeby kolejne przerwy zaostrzyły mi apetyt..
Na zakonczenie czarownego poranka Suffka przypomniała sobie stare nawyki i miałam sprzątanie okolic kuwetki..
Podczas tych wszystkich czynności dostałam takiego szwungu, że nawet nie patrzyłam na zegarek.. wyleciałam z domu bez zegarka i.. do pracy dotarłam przed ósmą..
Na razie usiłuję odetchnąć po rozrywkowym poranku..
Mam też nadzieję, że nie będzie to codzienny sposob moich kociastych na to, żebym się nie spóźniała do pracy..
