Złapałyśmy dziś 2 kocury.
Najpierw poszłyśmy na podwórko sąsiadujące z bazarem, złapać tę kotkę i jej (już tylko) dwa kocięta. Gdy wchodziłyśmy, widziałyśmy kotkę wylegującą się pod śmietnikiem, jednak zanim zdążyłyśmy pokonać chociaż połowę dystansu, już jej nie było.
Postawiłyśmy jedną klatkę pod okienkiem, w które prysnęła kotka, drugą pod okienkiem, gdzie podobno są kociaki i czekałyśmy. W sumie półtorej godziny, siedziałyśmy trochę razem, trochę na zmianę. Nie pokazało się nic, ani na moment
Zrezygnowałam, jak jakiś pan zaczął robić porządki w swoim samochodzie i trzaskać bagażnikiem...
Na bazarze złapały się 2 biało-rude kocury, do klatki ustawionej tam, gdzie łapała się trikolorka i rodzeństwo (niedaleko kibli). Jeden z tych kocurów bardzo ładnie wygląda i jest dosyć miły (
mamy podejrzenie, że może być czyjś, wychodzący, ale mało nas to obchodzi - będzie ciachnięty
). Drugi jest dziki totalnie, usiłował przez klatkę-łapkę ugryźć Aśkę w rękę, z trudem przełożyłyśmy go do transportera. A w lecznicy męczyłyśmy się chyba z 10 minut, zanim wlazł do klatki...
Zastanawia mnie tylko, że one są prawie identyczne. Ta sama budowa ciała i głowy i nawet podobne rozłożenie kolorów na ciele...