Kochani, to będzie długa opowieść i na pewno w odcinkach, bo chyba moja-niemoja przygoda z FIPem bedzie miała ciąg dalszy. Więc po pierwsze - jest to bardzo enigmatyczna choroba i jak weterynarze nie wiedzą, co kotu jest, mówią, że to FIP. Powoduje go koronawirus, z którym koty stykają się prawie co dnia i prawie 100% kociej populacji ma przeciwciała na koronawirusy - dlatego te testy o kant d... potłuc. Wykażą tylko tyle, że kot się z koronawirusem zetknął i wyprodukował przeciwciała. Mój wet twierdzi, że nawet to, że kot był szczepiony a test był zrobiony niedługo po szczepieniu, moze spowodować, że test wyjdzie dodatnio. Natomiast z chorobą jest tak, że czasami ten koronawirus mutuje. Mutuje z przyczyn irracjonalnych konkretny wirus w konkretnym kocie i kot choruje. I robiono badania i inne koty mieszkające z kotem, który zachorował na FIP, umarł na niego i zrobiono mu sekcję potwierdzającą FIP, czyli zapalenie otrzewnej, więc te inne koty moga byc zdrowe do samej śmierci ze starości i nawet mogą mieć ujemne testy na FIP. Więc sama choroba się nie zaraża, przez kontakt z kotem, który się zetknął z koronawirusem, zaraża się tylko koronawirusem, który normalnie jest niezjadliwy.
Mnie się ta strona sympozjum otwiera , spróbujcie może główną http://www.felinecoronavirus.com/ i potem wejdźcie sobie w abstracts. Jak będę wiedziała coś więcej, to napiszę. A niestety czuję, że będę wiedziała coś więcej. A jeśli chodzi o testy, to nawet w klinice SGGW mówią, że one nie mają sensu, to samo twierdzi specjalista od FIPu prof. Frymus.
A.