Wczoraj wspominałam sobie Masiunię - i tak przypomniało mi się jedno zdarzenie jeszcze z Jej śmietnikowego życia.....
Masia i Bajanka mieszkały jeszcze wtedy w "składziku" koło mojej ówczesnej pracy ... Codziennie były dokarmiane, Bajanka była "dopieszczana", ale Masia nie pozwoliła się nawet dotknąć .... Diablica Mała ....
Oczywiście jak to z "wolnożyjącymi" kotami Maśka co rujka miała kociaki - część z nich odchodziła na różniaste choróbska - jak nie KK to co innego - niestety to były moje pierwsze kontakty z kotami i nie bardzo potrafiłam ( czy też miałam pojęcia jak) im pomóc. A część z kociąt znajdowała domki .. W pewnym okresie jeśli chodzi o kocięta było bardzo źle - z miotu nie ostawał się żaden kociak ..... W tym czasie, o którym piszę Maśka "jak zwykle" wakacyjną porą miała kociaki - śliczne 4 maluszki ...
Jak to mamuśka pilnowała je jak oka w głowie - najpierw KK dopadł 2 z nich - niestety nie dało im się pomóc, były za słabe, potem odeszło kolejne maleństwo - został jeden ślicznissty Krówek ....
Krówek z pomocą weta doszedł do siebie ....
Pewnego ranka przychodzę do pracy i zabieram się za przygotowywanie papu, a tu przychodzą moje Panienki ....
Masia staje przede mną i wlepia we mnie swoje ogromniaste żółte oczy ....
Patrzy jakoś tak nerwowo, miałczy rozdzierająca i biegnie w kierunku drzwi wyjściowych ... Staje na polu i znowu patrzy i znowu miałczy .... Ja dalej robię swoje i ja strofuję, ze ma jeść, bo dzidziuś potrzebuje żarełka ....
Ona znowu podbiega do mnie, patrzy i miałczy ....
Kilka razy powtórzyła cały rytuał ....
W końcu zamknęłam sklep i idę za nią .....
Patrzę a ona biegnie w kierunku swojego legowiska ..... Staje przed składzikiem i miałczy, wskakuje do swojego pudełka, gdzie z różnego rodzaje podkoszulków miała zrobione razem z maluchem posłanie ....
Wystawia głowę z pudełka i smutnymi oczami patrzy na mnie i miałczy ....
No więc ośmielam się zaglądnąć do środka .... A tam ......

malutki Krówek leży zimniutki ..... Masia przybiegła do nas po pomoc dla swojego dzieciaczka, ale niestety było już za późno .....
Pachowaliśmy maluszka w parku pod drzewem, ale od tej pory stosunek Maśki do nas zaczął się zmieniać .... Wtedy też Masia dała się nam pierwszy raz pogłaskać ...
Ale nigdy nie zapomniałam Jej wielkich smutnych oczu i tego rozdzierającego płaczu nad maleńkim Krówkiem ....