Dużo kotów.
Na moje oko ok. 30-40, różne kolory, wiek i płeć.
Zajmuje się nimi jedna pani, która pracuje w szpitalu.
Dziś poszłam tam na zwiady - chciałam policzyć le tych kotów jest, w jakim są stanie zdrowia itd.
Kupiłam kilogram suchej karmy i tak zaopatrzona zaczęłam chodzić pod płotami, okienkami, dziurami.
Pierwszy kot leżał sobie pod prosektorium. Nomen omen czarny jak wysłannik piekieł. Dość wystraszony podszedł jednak na odległość metra, bo głód mu dokuczał. Okazał sie kotką, dość młodą albo niewyrośniętą. Coś jej piszczy na oskrzelach i kuleje na jedną łapkę, biedactwo, ale chuda nie jest.
Idę dalej. Bachor w wieku przedszkolnym goni dwa koty.
Ja do niego: -zostaw te koty! Dlaczego je gonisz??

On: - bo chcę; (I DALEJ GONI)
Ja: -to przestań, bo Cię zaraz któryś podrapie;
On: -nie podrapie, bo mnie babcia pilnuje;
Ja: -to idź do babci i nie bądź głupi;
On, ze złością: - ja jestem głupi!!!

I POSZEDŁ

Dwie kotki, które gonił: jedna rudo-kolorowa, zielone piekne oczy, w średniozaawansowanej ciąży. Płochliwa, ale nie bardzo.
Druga: ufna, szaro-biała, młoda kotka, w ciąży, z kocim katarem

Za chwilę widzę podtrutego, jak sądzę

Za chwilkę podchodzi do mnie faaajny łaciaty kocio, ufny, gramoli mi się na kolana. Przychodzi portier i mówi:
-weź go sobie pani, jego jeszcze w zimie ktoś z domu wyrzucił...
Kot domowy, słodki, ale koło ogona łyse pręgi - grzybica jak nic.

Chwila moment i przybiega jego słodka koleżanka. Też łaciata, w ciąży.
Ta parka chodziła potem za mną do końca wizyty. Wcale nie za jedzeniem, bo to mogły sobie zjeść z miseczek. Wolały chodzić za człowiekiem...
Był jeszcze jeden czarny kocurek, podszywany rudym, bardzo nieufny.
I jeszcze jedna szaro-biała kotka, też w ciąży.
Chude przede wszytkim są kotki - pewnie wycieńczone ciągłymi porodami.
Chodzę sobie myślę, że warto pogadać z babką, która je dokarmia.
Taki traf, że ktoś do mnie z okna parterze krzyczy: "a czego tu pani szuka?" A ja : "kogoś kto te koty tutaj karmi" Głos w oknie: "To ja!"

I sobie przez okno pogawędziłam.
Kotów "ściśle szpitalnych" jest 29. Są też takie, które przychodzą z ulic dookoła szpitala, ale nie śpią w szpitalu.
Koło prosektorium ( a raczej w dziurze pod prosektorium) mieszka 9 całych czarnych.
Reszta kryje się w piwnicy szpitala i gdzie tylko może.
Kobieta karmi je wg swoich słów : nereczkami i suchym pokarmem, a wg tego co widziałam w miskach to ... pęczakiem i mlekiem. Zresztą Iti, którego miałam właśnie ze szpitala, też wymiotował po przyjsciu do mnie pęczakiem.
No nic to - przecież pewnie do bogatych ta kobieta nie należy...
I tak robi kawał dobrej roboty: broni koty przed wyrzuceniem ze szpitala, czyści tym chorym oczy, małym stara się szukać domów. Te mioty, które uda jej się znaleźć jako oseski, usypia eterem, zostawia jednego malucha w miocie.
To w sumie jej największa robota, bo...
-niedawno znalazła jedno kociątko w wiadrze z lizolem

-jedno kociątko ktoś wrzucił pod kratki odpływowe i gdyby nie to, że kotka strasznie krzyczała, to by tam umarło...
No cóż - to tylko przykłady.
Niedawno jakiś babsztyl z laboratorium wyłapał część kotów do kartonowych pudeł i .... chciał je wywieźć do lasu. Cudem ta kobieta temu zapobiegła.
Często ktoś podrzuca do szpitala ślepe jeszcze kociaki - w pudełkach

Zostawić tego nie można.
Jutro pójdę do dyrektora szpitala i poproszę o przyznanie mi jednej piwnicy na "kocie potrzeby". Zobaczymy, czy mam jakieś szanse.
Kotki bardzo bym chciała wszystkie po kolei wysterylizować (liczę, że to będzie conajmniej 15 kotek) - co będzie bardzo bardzo trudne. Technicznie - bo nie mam samochodu, bo nie wiem gdzie je potem przetrzymać i jak się nimi zająć żeby sobie szwów nie zdjęły. Sterylizacje będą prawdopodobnie długim cięciem - mam weta, który mi w tym pomoże (złoty człowiek), ale opieką po zabiegu i transportem muszę zająć sie sama. A przydało by się przed zabiegami trochę te koty do siebie przyzwyczaić, powinny dostać trochę porządnego jedzenia...
Trochę podleczyć, odpchlić, odrobaczyć...
Chyba porywam sie z motyką na słońce, ale nawet jak pomogę kilku kotom, to będę zadowolona..
Na razie to tylko plany, jeszcze nie wiem jak sie do tego zabrać.
Nie będę ukrywać


No i - już mogę zbierać zamówienia na te koty, które się urodzą.
Poszukiwani:

- forumowicze ze Śląska, posiadający samochód, którzy mogliby dowozić kotki z Bytomia do Rudy Śląskiej;
- forumowicze, krewni i znajomi forumowiczów, którzy mogliby jedną- dwie kotki przechować po zabiegu;
- forumowicze, którzy mają jakieś "wejście" do hurtowni z kocim jedzeniem;
- forumowicze, którzy potrafią znaleźć jakiegoś sponsora tegoż przedsięwzięcia

Chciałabym też kupić albo pożyczyć starą, dużą klatkę wystawową;
Przyda sie do przechowywania co dzikszych kotek.
Jejku - ja szalona jestem i nie wiem czy w ogóle się do tego nadaję....