Memento

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt sty 06, 2006 15:35 Memento

Ponieważ w wątku na temat kotów niewychodzących nie ma co pisać o zagrożeniach, które czyhają na nasze futrzaki "na wolności" (opiekunowie zdają sobie z tego sprawę i nie wypuszczają kotów bez opieki) - zakładam osobny wątek.

Poniżej przedstawiam garść przykładowych historii. Z forum. To nie jest żadne kompendium, a jedynie wybór fragmentów z kilkunastu wątków, spośród bardzo wielu podobnych relacji pojawiających się regularnie :( na naszym forum. I zapewne kropla w morzu tragedii, które codziennie rozgrywają się poza forum.

Relacje, które tu przytoczyłam, traktuję przykładowo. Mam nadzieję, że żadna z osób, które zamieściły je na forum, nie będzie miała nic przeciwko temu, żeby jej czy jego słowa były dla innych ostrzeżeniem i - być może - przyczyniły sie do uratowania jakiegoś kociego zdrowia i życia.

Wątek ten będę sukcesywnie uzupełniać - ku przestrodze osób, które zastanawiają się "czy mój kot ma wychodzić."
Weźcie to, proszę, pod rozwagę.

Wątek ten pozostanie zamknięty.
Dyskusje na tematy związane w wypuszczaniem kotów bez opieki proponuję toczyć w wątkach:
- kotów niewychodzących: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=26879&start=0
- kotów wychodzących: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=26742&highlight=
Ostatnio edytowano Nie maja 11, 2008 19:57 przez Olat, łącznie edytowano 1 raz

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pt sty 06, 2006 15:37

WYCHODZIŁY… ZAGINĘŁY…

buena dzidzia pisze:MÓJ KOTEK TEZ SIE ZGUBIŁ-NIE MA GO JUŻ PRAWIE TYDZIEŃ-JA I MOJA RODZINA DOSTAJEMY SWIRA NORMALNIE.oGŁOSZENIA WYWIESZONE,KICIANIE KILKA RAZY DZIENNIE I WIECZOREM I NIC!!! JUTRO DZWONIE DO SCHRONISKA,ALE SZCZERZE-TO JESTEM PRZERAŻONA.tO BYŁ TAKI CUDOWNY KOTEK-MIAŁ 2,5 ROKU.ROZKOSZNY,CIERPLIWY(MAM MAŁA SIOSTRE),UWIELBIAŁ OLIWKI I SPANIE Z MIJA SIOSTRA W ŁOŻKU-MIAŁ POŁOWE PODWÓJNEGO ŁÓZKA DLA SIEBIE,WŁASNĄ PODUSZKE...STRASZNIE NAM GO BRAKUJE. nASZ BIBCIO UKOCHANY

buena dzidzia pisze:BIBCIO WYCHODZIŁ KIEDY CHCIAŁ I WRACAŁ KIEDY MIAŁ NA TO OCHOTE...MIESZKAM NA PARTERZE I MAM 2 BALKONY.NIE BYŁO Z TYM PROBLEMÓW PRZEZ PONAD 2 LATA...WIECIE,ZEBY BYŁO CIEPŁO W MIARE,TO TAK BYM MOZE STRASZNIE NIE PANIKOWAŁA,ALE PRZY -20,-30 STOPNIACH TO JEGO SZANSE DRASTYCZNIE MALEJA:(

Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=38199


Westi pisze:witam serdecznie,
pisze bo przepelnia mnie rozpacz i nie wiem co robic...
wczoraj Gacek (dwuletni kocurek, wziety rok temu ze schroniska)
wyszedl z domu jak codzien , tylko tym razem nie wrocil :(
nigdy nie zniknal na tak dlugo, co wiecej nigdy nie zapuszczal sie daleko, zawsze przychodzil wolany.
dzis w nocy ma byc minus 11 stopni, bedzie to juz jego 2 noc na dworze,
o ile nic mu sie nie stalo.
mam pytanie, wiem, ze kocury sie czasem zapuszczaja nawet na kilka
dni i wracaja, ale czy kastraty tez? (Gacek jest wykastrowany).
raczej testosteron go nie przepelnia, nie interesuja go koteczki, nie
zadziera z kocurami... czy jest szansa, ze jednak gdzies powedrowal i wroci czy kastraty nie maja takich nawykow? caly dzien chodze po ulicach i nawoluje i nic :(
czuje bezsilnosc, nie chce go stracic :cry:
przygotowalam juz ogloszenia, ktore jutro wywiesze na slupach i w sklepie,
chcialabym tylko uslyszec, ze jest szansa...
Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=37 ... sc&start=0



Alina1971 pisze:Dzisiaj w nocy zaginęła mojej siostrze kotka SARA.
Może ktoś gdzieś ją widział, może zawiózł do jakiegoś schroniska.
Ona będzie dzwonić, pytać ale każda forma szukania jej jest dla niej ważna. Kotka była po ciężkich przejściach u pierwszego właściciela.
Obeszliśmy dziś całe osiedle, rozlepiłyśmy plakaty, pytałyśmy ludzi.
Jutro idziemy na drugie osiedle.
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=36 ... sc&start=0


EwaTina pisze:Witam,

4 dni temu zaginela moja 1,5 roczna kotka. Byla niestety kotem wychodzącym bo mieszkamy w domku. Zawsze bardzo pilnowala się. Reagowalą na każde moje zawolanie i max.do 10 minut bylą z powrotem. Tylko dwa razy "wycieła numer" i wrócila : raz nad ranem a raz po 1,5 dnia. Rozlepilam dwa dni temu ogloszenia i wczoraJ zadzwonił miły facet wskazał miejsce gdzIe ja widział zaledwie 20 minut przed tel do mnie.Jego psy zagoniły takiego kota jak mój (z obróżką!!) na drzewo. Miał możliwość mu się przyjrzeć i na 90% to moja Mruffka. Od tego czasu rano i popoludniu przeczesuje te tereny.W nocy jest problem bo to łąki i nie ma światla a moja latarka JEST MAŁO POMOCNA(ach mieć ten koci wzrok). Woląm ja (zawsze reagowala na swoje imie) ale nie odpowiada.Proszę poradźcie czy JEST MOŻLIWE,ŻE ZMIENIŁA TEREN? Jeśli sie przemieszcza to raczej do ludzi czy od? jestem całkowicie zagubiona.... proszę o jakieś informacje, z gory dziekuję, MIESZKAŃCY ŁOMIANEK : kotka jest czarna, lekko bialy brzuszek i wąska bialą plamka na przodzie szyi. proszę...
Link: http://forum.miau.pl/zaginela-kotka-omi ... highlight=


Piotr Kazimierczyk pisze:Od 24 lipca poszukujemy jednego z naszych podopiecznych. Akcja plakatowa w naszej okolicy (Piaseczno k. Warszawy) nie przyniosła skutku. Może Wy pomożecie. To roczny wykastrowany bardzo pogodny i łagodny rudzielec, lekko pręgowany, z rozbieleniem na pyszczku i gardziołku. Prosimy o wiadomość na tel.: (022)7503104, lub 0603580925, lub 0604512989, na adres glass1@op.pl lub pkazim@op.pl lub na Forum.
(…)
Jeśli chodzi o rady w poszukiwaniu, to dziękuję, wszystkie przeczytałam. Wszystkie opisane przez Ciebie opcje już wykorzystałam od razu po zaginięciu Karmelka. Objechaliśmy wszystkie okoliczne uliczki już w dniu zaginięcia (a właściwie wieczorem), przez kolejnych kilka dni po kilka razy oglądałam wszystkie rowy, dziury, trawniki, krzaki. Mieszkamy w dzielnicy Piaseczna - Zalesiu Dolnym, gdzie są same niskie domki, uliczki są nieutwardzone. Powywieszałam plakaty na naszej ulicy, przy sklepach, u weterynarzy, na naszej i dwóch sąsiednich ulicach powrzucałam do wszystkich skrzynek prośbę o pomoc (ulotki, jak na zdjęciu). Małolaty rzeczywiście pomagają, już miałam dwa sygnały, że widzieli jakiegoś rudzielca. Tam, gdzie był widziany rozsypywałam ulubione smakołyki Karmelka, przez kilka dni co godzinę sprawdzałam, w jakiej porze są zjadane. Dwa razy od 4.30 rano do 8-9 siedziałam i czekałam na zjadacza smakołyków. Okazała się nim inna kotka (nie jest bezdomna), rudzielca też widziałam,ale to był inny kotek. Inna grupa małolatów też daje co kilka dni sygnały o innym rudzielcu, którego próbuję wypatrzyć, ale bezskutecznie.Były też inne sygnały od mieszkańców, ale to ciągle nie Karmelek. Szukaliśmy w schroniskach, zostawiliśmy tam ogłoszenia.
Już nie wiem, co mam robić. Mamy jeszcze sześć innych adoptowanych kociamberów, ale Karmelka jest mi strasznie brak. Był (jest!!!) najbardziej "papuśnym" kotem, bez przerwy pełnił wartę w kuchni (a może coś się trafi?), z nieprzemijającym apetytem na cokolwiek, do ogrodu wychodził rzadko i niezbyt chętnie i nagle zniknął, w niedzielę, w biały dzień!
Szukam pociechy, czy bywają takie sytuacje, że wykastrowany, wypieszczony i super spokojny znika i wraca po miesiącu albo później, czy to możliwe? Czy takie historie się zdarzają?
A może znajdzie się jakiś Gość z Zalesia, kto coś widział, albo wie?
A może ktoś go sobie po prostu zabrał?
Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=31083


IzaW pisze:09.06.05 w Starachowicach z ul. Podlesie wyszedł z domu i do tej pory nie wrócił nasz ukochany kotek - dwuletni, biały, kastrowany kocur. Ma niebieskie oczy, rude uszy oraz rude pręgi na ogonie i pyszczku. W dniu zaginięcia miał na szyi czerwoną obrożę z danymi teleadresowymi. Słuchając Waszych rad do tej pory:
- porozwieszałam ogłoszenia ze zdjęciem i wyznaczoną nagrodą w całej okolicy i z uporem maniaka uzupełaniam te pozrywane;
- rozwiesiłam ogłoszenie we wszystkich lecznicach i sklepach zoologicznych w mieście;
- chodziłam codziennie nocą z puszką z suchą karmą i grzechotałam, kiciałam i nasłuchiwałam;
- reagowałam na wszystkie sygnały i telefony (te mądre i te głupie)
- dałam ogłoszenie ze zdjęciem w lokalnej gazecie.
Brakuje już mi pomysłów. Chyba tylko to Forum mi pozostało.
Jeśli ktokolwiek widział lub cokolwiek wie o moim kociaku, proszę o kontakt po nr tel.: 041 273 50 51 lub na adres e-mail: iza1970@poczta.fm.
Jeśli nie to błagam o forumowe kciuki. Tyle razy sprawiały, że kociaki cudem się znajdowały, że wierzę, że i tym razem siła i moc tego Forum sprawi, że Binos znów będzie z nami.
Tylko ta nadzieja mi pozostała…
(…)
Dalej się nie znalazł.
To kot wychodzący. Zimą wogóle nie wychodził. Latem na godzinę, dwie dziennie. Strasznie się bał przychodzącego z sąsiedniej ulicy kocura. Nawet podśmiewaliśmy się z niego, że taki tchórzyk. Chociaż byłam z tego zadowolona. To go trzymało w domu.
Jeśli wyszedł to na podwórko. Tylko raz na kilka dni za płot i zawsze się trzymał w pobliżu niego lub podwórka sąsiada. Nigdy nie widziałam go dalej. Jak tylko zobaczył psa lub obcego kota to biegusiem z miaukiem pędził do domu i na rękach musiałam go uspokajać. Tchórzysko moje.
Tego dnia gdy zginął o 16 się z nim bawiłam, a o 18 już coś mi się wydawało, że długo go nie widziałam i zaczełam go wołać. Nie przyszedł, a na wołanie zawsze przychodził. Już coś musiało się stać. Tylko co? Na dworze był bardzo czujny.
Wyobraźnia podpowiadała mi wszelkie czarne scenariusze od psów poprzez lisy, kuny i niewiadomo co jeszcze, ale po dokładnym przeszukaniu okolicy po kolei je odrzucałam.
Samochód też wykluczony. Sąsiad w tym czasie przy drodze kosił trawę. To musiał być człowiek. Tylko w jakim celu? Chociaż też nie do końca jestem pewna czy dał się komuś złapać. W domu był ufny. Ale na dworzu. Nie wiem. Nigdy nie widziałam żeby dał się komuś pogłaskać. Zresztą tak mało wychodził.
Dzieciaki przepytane. Zresztą same przylatywały z informacją o podobnych kotkach. Pijaczki z pobliskiego sklepu też. Właścicielka sklepu powiedziała mi, że miały co robić skuszone nagrodą.
Karmicielek tutaj nie ma.
To obrzeże miasta. Jeszcze do niedawna to była wieś. A zresztą teraz też się niewiele zmieniło. Chyba jedyną osobą w okolicy, która podkarmia okoliczne, nawet nie bezdomne, ale te powiedzmy wiejskie koty jestem ja.
Chyba czas się z tym pogodzić. Chociaż nie, nie chcę. Podobno wiara czyni cuda. Więc wierzę. Wierzę, że żyje, że komuś po prostu się spodobał, że jeszcze się odnajdziemy. Tak chcę mu pomóc trafić do domu, a nie potrafię.
Link: http://forum.miau.pl/zagin-biay-kot-z-n ... highlight=


Catrina pisze:Osiem tygodni temu w Kaliszu w okolicach osiedla Hanki Sawickiej zaginął kot.
Duduś ma 3 lata, waży ok. 5 kg, jest kastratem, jest prawie cały czarny poza malutkim białym maźnięciem w miejscu krawata i ma piękne złote oczy.

Duduś jest kotem domowym ale bardzo płochliwym w stosunku do obcych.
Poszukiwania jak do tej pory nie przyniosły sukcesu. Moja siostra (bo Duduś jest jej kotem) popełniła szereg błędów przy poszukiwaniach, więc chce jej pomóc.
Siora codziennie patroluje okolice bloku w godzinach rannych i późnym wieczorem ale kot się nie ujawnia. Z resztą nawet jak ją słyszał to pewnie był w takim szoku że się bał wyjść.
Niestety nie dała żadnych ogłoszeń bo jak twierdzi ludzie by jej znieśli wszystkie koty z okolicy. Nie będę tego komentować bo to moja rodzina jest.
Gosia co jakiś czas jeździ do schroniska i sprawdza ale do tej pory nikt go tam nie oddał.
Nie była w żadnej okolicznej lecznicy – bez komentarza.
Rozmawiała z okolicznymi karmicielami ale oni Dudka nie widzieli (z resztą tam jest pełno czarnych kotów więc ciekawe jakby mieli go poznać?).
Okoliczni sklepikarze widywali Dudka nad ranem jak wysiadywał pod blokiem w pierwszych dniach po zaginięciu ale moja szanowna siostra nie zostawiła im swoich namiarów więc jedyne co się dowiadywała to tyle że kot rano był ale już go nie ma. Też tego nie skomentuję.
Ja mam nadzieję że ktoś go przygarnął, chociaż tam jest zagłębie kotów. Pod blokiem widziałam takie piękne kocięta że płakać mi się chciało. Było takie stadko kilku miesięcznych kociaków i nawet jeden taki maluszek 4 tygodniowy. Kotki piękne : rude, biało srebrne, białe... cuda. Garną się do ludzi, baraszkują, brykają jak małe sarenki... Nie sądzę więc że ktoś z tamtych okolic zlitował się nad czarnym, dorosłym płochliwym kotem skoro pod blokiem może sobie wybrać jakiego chce.
Za tym, że Dudek przeżył przemawia na szczęście to, że tam się koty dokarmia a do tego mają azyl w piwnicach, no i ja liczę na to że ktoś się nad nim zlitował.
Namówiłam siostrę żeby jednak porozwieszała ogłoszenia ale tutaj na forum proszę Was o rady co jeszcze po takim czasie można zrobić.
Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=32681
Ostatnio edytowano Sob maja 06, 2006 18:14 przez Olat, łącznie edytowano 1 raz

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pt sty 06, 2006 15:37

ZGINĘŁY/ZOSTAŁY OKALECZONE…

Babcia pisze:Zadzwoniłam 28 kwietnia to weterynarza, aby zapisać Tofika na kastrację. Kobieta ("sekretarka") kazała mi zadzwonić po tym majowym weekendzie. Dobra. Zadzwoniłam 4 maja i zostałam umówiona na poniedziałek (ten za 3 dni). Od wczoraj miałam przeczucie, że stanie się coś strasznego :( . Gdy się kąpałam wczoraj wieczorem myślałam o moich kotkach i w tym momencie zobaczyłam na opakowaniu maszynek do golenia liczbę osiem i pomyślałam( :!: :!: :!: ) BEZ TOFIKA. :cry: Po chwili sama do siebie - "przecież mam 9 kotów, co mi się odpier....". Ale strach pozostał. Na noc wszystkie koty wzięłam do siebie do pokoju. Siedziałam i głaskałam Tofika i mówiłam mu: "Proszę cię Tofik tylko mi nie idź na ulicę". Rano strach pozostał. Ale pojechałam do miasta, kilka godzin zleciało i jakoś tak mi na jakiś czas przeszło. Około godziny 17.10 Tofik wbiegł do mojego pokoju i wskoczył na parapet. Siedziałam i głaskałam go. Po kilkunastu minutach wyszedł z mojego pokoju. Gdy odchodził pomyślałam "tylko żeby on na siebie uważał". Położyłam się na łóżko i zaczęłam głaskać kociaki. Usłyszłam łupnięcie samochodu na szosie. Od razu wiedziałam, że to Tofik. :!: Pobiegłam do niego. Gdy podeszłam jeszcze miał ostatnie drgawki. Zabrałam go i przytuliłam mojego koteczka, a łzy ciekły mi po policzku. Przecież on miał być do cholery jasnej w poniedziałek kastrowany!!!!!! :crying: Jak on mógł umrzeć!!!!!! Wzięłam go na ręcę i zaniosłam do mnie za stodołę, położyłam go na snopku ze słomą. Usiadłam i głaskałam go. Po jakimś czasie zrobił się zimny. :crying: Wzięłam szpadel i wykopałam chyba metrowy dół. Usiadłam znowu koło Tofika i głaskałam go i płakałam. :crying: . Zakopałam go. I usiadłam na snopku i tylko patrzałam. :( :( O wpół do siódmej poszłam do domu i położyłam się na łóżko z moimi malcami. Nawet teraz płaczę. Dlaczego on teraz musiał umrzeć? :crying: :crying: :crying: :crying:
Dziękuję Ci Tofiś, że istniałeś,
Dziękuję, że ze mną byłeś,
Dziękuję, że mogłam Cię kochać
I że mogę Cię nadal kochać.
Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz
I się kiedyś spodkamy.
:crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying: :crying:
Kocham Cię nadal Tofiku! I nigdy o Tobie nie zapomnę.
Mam nadzieję, że teraz jesteś pięknym rudym aniołkiem i jest Ci tam lepiej niż mnie tutaj. Nigdy Cię nie zapomnę
Kasia
:aniolek: :aniolek: :aniolek:
Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=1664619#1664619


bluerat pisze:Obrazek
ten kot miał szczęście w nieszczęściu, żyje, tą ranę najprawdopodobniej da się wygoić, mruczy przy jej czyszczeniu 8O
ale jak tylko go zobaczyłam, już wiedziałam że to niekastrowany wychodzący kocur
ile innych tego szczęścia nie miało?
Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=43308&start=15


Miniu pisze:Hej,
Chciałabym ostrzec wszystkich wypuszczających swoje kotki na dwór, mieszkających w większych lub mniejszych miastach ale w blokach. Jeżeli wypuszczacie swoje kociaczki na dwór (nawet na parę godzin) musicie się liczyć z możliwością, że kot może wrócić w stanie napradę opłakanym i to nie z powodu pogryzienia go przez psy, tylko z winy ludzi, którzy przez swoją głupotę lub nieuwagę mogą skrzywdzić tak niewinne stworzonko jakim jest kotek.
MOja kotka (Monka) półtora tygodnia temu wrócila z rannego spacerku niestety tylko już na dwóch nogach, ciągnąc cały "tył" za sobą. Następnego dnia okazało się że ma zwichnięty prawy staw biodrowy i konieczna jest operacja (wycięcie główki kości biodrowej, itd. same nieprzyjemne rzeczy). Nie miała żadnych śladów po pogryzieniu więc to nie mógł być pies. Sama raczej z niczego nie skoczyła, bo w okolicy nie ma wysokich drzew i za bardzo nie miałaby z czego. To mogło byc wszystko, ale najbardziej prawdopodobne jest to, że po prostu ktoś albo potrącił ją rowerem, albo (jak przycupneła sobie koło krzaczka) potrącił nogę.
Kotka bardzo się ocierpiała (przed i po operacji). Na szczęście wraca już powoli do zdrowia (dzisiaj miała ściągnięte szwy). Za jakieś 5 tygodni powinna normalnie chodzić, ale nie wiadomo czy będzie jeszcze kiedykolwiek skakać.

Naprawdę trzeba bardzo uważać, ja już nie wypuszczam moich kotów samych na dwór w obawie o inne rzeczy, jakie mogą się im przytrafić (złamania, pogryzienia i inne), a koty były tylko przed blokiem, nigdzie dalej nie odchodziły.

Tak ku przestrodze, jeżeli decydujecie się na wypuszczanie swoich kochanych kociaków na dwór to zawsze może się coś im przytrafić i sa narażone naprawdę na wiele niebezpieczeństw.

To wasz wybór...
Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=32205


Gabys pisze:Not tak... wypuszczanie...
To bywa niebezpieczne i na wsi!
Zawsze moje koty wychodziły, żyły dość długo (ale bez przesady), nie wiedziałam wtedy, że mogą żyć dłużej. Były szczęśliwe i bezpieczne - w okolicy sami tacy, co zwierzętom krzywdy nie robią. I nagle...
W czerwcu w ciągu dwóch dni oba moje koty zostały postrzelone z wiatrówki - bo jakiś idiota szukał sobie ruchomego celu... Tigger dostał w brzuch i niestety nie udało się go uratować. Luna oberwała w kość ramieniową - kość się złamała, ale dzięki opiece weterynaryjnej udało się ocalić i kota i łapę. Przez 6 tygodni była w domu. Nie myślałam, że ją jeszcze wypuszczę. Była jednak taka nieszczęśliwa... a do tego stała się niebezpieczna; gryzła, o mały włos nie wydrapała oka psu, który ją nieopatrznie powąchał gdy spała... Bałam się, by nie zrobiła krzywdy dzieciom.
Poddałam się Luna znów wychodzi, ale Bond nie i żaden kolejny kot. Nawet okolica bezpieczna może przekształcić się w bardzo roźną. Wiem coś o tym.
Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=32205


mrumrando pisze:Właśnie wracam z lasu.... i podbiegają do mnie dzieciaki i mówią że Tilla potrącił samochód. Przezył i podpełz do samochodu, a potem znów gdzieś podpełz, bo ten samochód odjechał. Nie wiem poprostu co robić szukalam już chyba wszędzie Mam nadzieję, że jeszcze żyje. Bo mowili, że bardzo krwawil. Teraz zrestza i tak są małe szanse że go znajdę bo jest w szoku pewnie ;( Ile gdzieś może trwać ten szok? Może wtedy by probowąl wróci:( Jeju... Nie rozumiem... ci ludzie co go potrącili to sąsiedzi z innej klatkI! Widzieli że jest ranny! Czemu nie wzieli go i nam nie dali!?Jak tak można:( Błagam żeby żył
(…)
Tutaj znajdzie watek:http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=1341646#1341646

Niestety Till nie miał szans na przeżycie :( Miał rozszrapne tylne łapki, uskzodzone wszystkie nerwy, kręgosłup i miał gangrene:( On poprostu powoli zdychłam. Dziś niestety został uśpiony :( Zasnął na zawsze;(
Link: http://forum.miau.pl/-t-swieczk-zaplam- ... eb3251449f


jasenka pisze:Mieszkamy tu stosunkowo niedługo i nie znamy jeszcze wszystkich sąsiadów, ale piękny niebieski rusek sąsiadów z kolejnej klatki nie mógł ujść niczyjej uwadze. Kocio mieszkał na parterze i często defilował sobie pod naszym balkonem. Cudny był! Jak wychodziłyśmy z Alfą na spacerek, to przychodził sie witać. Wszyscy sąsiedzi go znali i lubili, wszystkie osiedlowe psy go akceptowały. Od jakiegoś czasu go jednak nie widziałam. Myslałam, że może pojechał z Państwem na wakacje.

A tu dzisiaj dowiaduję się od Pań w sklepie zoologicznym, że facet z domków jednorodzinnych miesiąc temu ZASTRZELIŁ MISZĘ!!!

Ręce mi opadły... Chcielismy z sąsiadami wziąć jakiegoś nieoswajalnego biednego kota do piwnic, bo u nas kotostan zerowy... Pomysł upadł!

Czy jest jeszcze ktoś, kto uważa, że kotu sie wolność należy i powinien wychodzić...? Może najpierw pozamykajmy w klatkach wszystkich debilnych ludzi! A na razie trzymajmy nasze koty w zamknięciu!
(…)
Poznałam Panią Miszy... Była u mnie... Wiem wszystko. Strasznie to smutne...

Misza miał być kotkiem niewychodzącym, ale okazał się z gatunku tych, co kochają wolność i uciekał najmniejszą dziurką... Państwo nie zabezpieczyli okien, bo kot jednak wracał, myśleli, że skoro tak wybrał - będzie szczęśliwszy. Już tak nie myślą...

Kiedy to sie stało rodzina była na urlopie. W domu był tylko młodszy (chyba 20 letni) syn tej Pani. Sąsiadka zawołała go do kota na trawniku. To był Misza. Z kulą w głowie doczołgał sie prawie pod sam dom... zabrakło jakieś 50 metrów...

Dozorca pochował kota pod choinką, bo chłopak nie był w stanie...

Rodzina strasznie cierpi z powodu straty Miszy, ale nie będę opisywać, bo to co usłyszałam wydaje mi sie zbyt osobiste, żeby o tym mówić publicznie. Zresztą myślę, że możecie sobie wyobrazić.

Facet, którego podejrzewa się o zabicie kota ma na swoim koncie już kilkanaście... Strzela do nich, a potem zawiesza w foliowych workach na swoim płocie !!! Pisano już o nim w gazetach, wytoczono mu proces. Krąży plotka (to niepotwierdzona informacja), że postrzelił też jakiegoś chłopaka. Facet proces sądowy wygrał Teraz pokrzywdzone osoby zbierają sie wspólnie, żeby wystąpić przeciwko niemu w więcej osób. Ale nie wszyscy maja siłę i nie wszyscy chcą to przechodzić jeszcze raz.
Link: http://forum.miau.pl/zastrzelili-kota-s ... highlight=


MariuszM pisze:Witam,
W pierwszym zdaniu napiszę to co najważniejsze - Felek niestety nie żyje:((( Został zastrzelony przez "człowieka", myśliwego, znaczy mordercę.
Tu cały wątek: http://forum.miau.pl/zagin-kot--vt32139.html?highlight=zagin%B1%B3+kot
Więcej szczegółow:
Tak jak mi radziliście w całej okolicy wywiesiłem ogłoszenia o zaginięciu Felka. Przez kilkanaście dni nic, cisza...
Wczoraj rano zadzwoniła jakaś babka, ze wdziała ogłoszenie i wie gdzie jest nasz kot.
Okazało się, że kociak leżał w rowie, 300m. od naszego domu, na skraju osiedla, przy ruchliwej ulicy.
Ojciec pochował Felka u nas na działce, jak sam przyznał, zalewając się łzami.
Felek został zastrzelony z broni myśliwiskiej, dostał strzał w tylną część ciała, w biodro.
Na podstawie oględzin ojciec doszedł do wniosku, że kot został zastrzelony z bliska (strzał od góry, kula przeszła na wylot). Zdaniem ojca kot męczył się, gdyż ten strzał z całą pewnością nie był śmiertelny.
Najpewniej smieć strzelał wracając/idąc na polowanie, gdyż jak napisałem wcześniej Felka znalezilismy na skraju osiedla, w rowie tuż przy bramie jednego z domów - do zabudowań było bliżej niż do lasu. Szedl, zobaczył rudego kota (być może spacerującego w rowie) i strzelił.
Przy okazji mała uwaga: szukając Felka kilka dni wczesniej słyszałem rozmowę jakiegoś nastolatka z sąsiadem (mieszka kilka domów dalej, nie znam gościa). Malolat pytał wujka, czy idzie na polowanie na lisy...
Chyba się zainteresuję tym sasiadem bliżej.
Sporo pytań niestety pozostaje na razie bez odpowiedzi...przede wszystkim co robić dalej. Darować, czy namierzyć śmiecia. A jak namierzę to co??
Na razie postanowiłem udać się do nadleśnictwa i ustalić, kto w tym dniu chodził z bronią w okolicy.
Macie jakieś pomysły co robić???
Wiem, że chore prawo pozwala strzelać do bezpańskich psów i kotów - ale do cholery chyba w lesie a nie tam, gdzie mieszkaja ludzie.

Link: http://forum.miau.pl/byo-zagina-kot-wcz ... 048fefd388


Myszka.xww pisze:Dzisiaj TZ byl w lecznicy zamowic zarcie dla Rollka.
Byla pani z kotem. Kot wychodzacy na tzw "bezpiecznym" osiedlu. Plot, ochrona, ludzie w miare przyjazni. Jakis dzieciak strzelil do kota z procy. Kot zostal bez oka. Pani sie zastanawia, jak tu wypuszczac kota z jednym okiem. Bo przeciez wiezic kota w domu, to nieludzkie. W sumie, to kot ma jeszcze drugie oko. Do wybicia :roll:
Link: http://forum.miau.pl/4-vt32758.html?start=45


nongie pisze:Ja mam kota wychodzącego (na wsi).
Ktoregoś dnia wrocił cieżko pobity, był reanimowany u weterynarza, bo przestal oddychać. Wnętrzności ktoś mu wkopał pod serce, rozerwał przeponę, płuca zatrzymały się na żołądku. Na leczenie wywaliliśmy majątek i ciągle coś mu jeszcze dolega.
Po tym wszystkim chciałam go zatrzymać w domu, ale niestety - juz się nie dało. Miluś znów jest kotem wychodzącym, a ja trzęsę się z nerwów na myśl, co go jeszcze moze spotkać.
Gdybym jeszcze raz miala możliwość decydowania, jak wychować kociątko - wychowywałabym na domowego.
link: http://www.forum.miau.pl/wypuszcza-czy- ... ty#1125741


a tu jest opisana historia Milusia:
link: http://www.forum.miau.pl/nastpny-vt2314 ... &start=180
nongie pisze:Miluś wrocił z nocnej wyprawy poturbowany i cierpiący. Miauczał i sykał przy próbach obmacywania. Dałam mu resztę tabletki przeciwbólowej, po ktorej się rozluźnił i usnął. Dobrze, ze jutro jedziemy do weta.
(...)
Wrocilismy z lecznicy. Milus dostal dwie kroplowki (glukoza i bialko), antybiotyk, atropine i cos przeciwbolowego. Teraz zajmuje sie dokladnym obsiusiwaniem naszej lazienki. Po poludniu mam mu dac odrobine miesa.
Opowiedzieli mi dokladnie, co zobaczyli po otwarciu kota: przepona nie byla dziurawa, ona byla rozerwana na polowie dlugosci, a jelita dostaly sie tam,gdzie zwykle sa pluca. Innymi slowy - gdyby nie ta przepuklina brzuszna - kot prawdopodobnie udusilby sie, zanim zostalby zdiagnozowany. Na odchodnym jeszcze mnie pocieszyli, ze moze sie wdac zapalenie pluc, odma i inne cholery
(...)
Weterynarze powiedzieli, ze to raczej nie pies.
Prawdopodobnie ktos go kopnął.
Mamy nawet podejrzanego...


tyona pisze:Witam!
Ok godziny 15 kotke mojej kolezanki potracil samochod. Jej mama znalazla ja na poboczu, zaniosla do veta, ktory dal jakis zastrzyk (nie powiedzial jaki) i kazal czekac.

Teraz jestem u tej kolezanki, kotka lezy na ziemi, i 'sapie'. Lezy na boku, jezyk wysuniety i tak ciezko oddycha. Wczesniej miala w pyszczku krew. Nie rusza tylnymi lapami ani ogonem, ma chyba cos z kregoslupem bo dziwnie w gorze wystaje. Rusza tylko przednimi lapkami. Czasami probuje sie jakby podniesc, drapie wszystko co jest w zasiegu jej przednich lapek, jakby chciala sie podniesc! :( dajemy jej wode palcami, pyszczek moczymy, i czasem przelyka lub lekko zlizuje z podlogi. Probuje czasem umyc przednia lapke (jest w blocie/krwi ale nie mocno).
Gdy przed chwila znowu miala taki 'atak' ze probowala sie zlapac, podniesc to zauwazylsmy ze ma dziasla we krwi i ten bok na ktorym lezy (chodzi o pyszczek).
Jak sie tak podnosi, to takie charczenie slychac. Jakby chciala moze piszczec? I ciagle ten jezyk na wierzchu :(((

Jak jej pomoc?! jest strasznie goraco. Z daleka jest ustawiony wentylator, ktory lekko na nia wieje.
Prosze o porady. Co w nocy?? Ma tak lezec? teraz ciagle ktos kolo niej jest.

Pomocy! (przepraszam za brak polskich znakow)

dodane: teraz znowu po takim 'ataku' przy spokojnym lezeniu, ma jezyczek i dziasla we krwi.

Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=46365
Ostatnio edytowano Śro lip 05, 2006 23:56 przez Olat, łącznie edytowano 4 razy

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Pt sty 06, 2006 15:39

OFIARY BRAKU ZABEZPIECZEŃ

-monia- pisze:wczoraj rano znalazlam mojego `synusia` na dworze spadl z 4 pietra,nie przezyl.Pomozcie,naprawde nie wiem co ze soba zrobic....
(…)
nie mam sil o tym pisac,naprawde jest mi zle,traktowala, Go jak dziecko,nie mam wiecej kociakow dlatego zastanawiam sie nad nastepnym,ale sama nie wiem...
(…)
mieszkam na 4 pietrze,ostatnim,mamy podniesiony dach i szerokie parapety,kot od pol roku wychodzil sobie na dach,zawsze wracal,meldowal sie,nawet wieczorem,niestety nie tym razem...
(…)
oczywiscie,ze o tym myslalam,ale nie chcialam go` więzic`

Link: http://forum.miau.pl/nie-chce-mi-sie-zy ... highlight=


enduro pisze:A więc było to tak:
W ten piątek miał od mnie przyjechać upierdliwy i rozpieszczony kuzyn, więc... postanowiłem kota dać na 2 dni koleżance mojej mamy (też ma kota, a dokładniej była to matka Tatry).
No i w ostatni dzień (niedziela) dosłownie 15 minut przed moim przyjazdem - odbiorem kota ten niefortunny wypadek się zdażył...
Wypadła z okna, II piętro, dość wysokie. Zdenerwowałem się tak, że kurde poszła tak piękna wiązanka [...] A mówiłem, uważać na okna....
Weterynarz powiedział żeby ją poobserwować 2 dni, bo złamania ani niczego poważnego nie zauważyła. Kulała na prawą przednią łapkę od niedzieli do dziś tj. wtorek. No i drugi weterynarz wyczuł, że coś jest nie tak z "łokciem", że złamania raczej nie ma, ale pęknięcie może być, gdyż wet. go nie wuczyje i ma mieć jutro prześwietlenie... Ta przyjemność będzie kosztować mnie 50 zł, później coś koło tego następne 50 zł, jeśli będzie jakiś gips, szyna czy inne takie przedmioty...

A z kici punku widzenia, wygląda to tak:
Pozostałe 3 łapki są zupełnie zdrowa, a tej prawej przedniej nie umie wyprostować i ma cały czas lekko zgiętą i rzadko ją używa, nie dotyka nią ziemi. DELIKATNIE po malutku sam sprawdziłem gdzie co jest nie tak, i właśne przy wyproście łapki tam w "łokciu", czyli górnej czesci pojawia się miałczenie. Więc coś tam jest nie tak.

CZY może ktoś z was miał takie objawy, a raczej wasz kotek? I w ogóle proszę wszelkie informację, jak to może wyglądać, jakieś gipsy, szyny czy inne bajery i czy da się to dobrze wyleczyć :( ?[/b]
Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=32747


ewabg pisze::!: Młody, 5-cio miesięczny kocurek, ciemno-rudy, białe łapki i krawat, brązowe oczy. Niestety bardzo ładny, co może utrudnić odzyskanie go lecz też sprawić, że nie przemknie niezauważony. Wyskoczył z balkonu na I piętrze w sobotę późnym wieczorem. Nie zna otoczenia, więc jest szansa że nie oddalił się za bardzo. Szukamy go w okolicach ulic Szolc -Rogozińskiego i Grzegorzewskiej. Wszelkie informacje jak i rady jak działać mile widziane. Pozdrowienia
Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php? ... 1981666a6b


ania toruń pisze:Nie wiem czy to odpowiednie miejsce ale chciałam się troszkę wyżalić :( i przestrzec przed niezabezpiecznaiem balkonów...chociaż pewnie większość o tym wie...

Tupti urodził się w Toruniu. Został znaleziony na ruchliwym skrzyzowaniu jako kociaczek. Zaopiekowała się nim moja znajoma i jej syn. W zeszłym roku przeprowadzili się do Szczecina i niestety (dla Tuptiego)domek z wyjsciem na ogrod zmienili na ostatnie piętro kamienicy...Mieli siadki w oknach ale nie mieli zabezpieczonych balkonów...

Dzis rano dostałam wiadomość ze Tupti nie żyje... :placz: Wystarczyła chwila nieuwagi... Moja zapłakana znajoma jest sama w domu i nie wie co robić...Nie ma odwagi "zebrac " kotka...Poradziłam jej zeby nie robiła tego sama, żeby może jakiś znajomy czy sasiad jej pomogł...To straszne nie wyobrażam sobie, ukochanego kota...z ulicy... :(

Biedak Tupti był wesołym rozrabiaką, uwielbiał czaić się na gołębie...i to go najprawdopodobiej zgubiło....Mam nadzieje że po tamtej stronie mostu bedzie szczęśliwy...

Link: http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=45471
Ostatnio edytowano Śro cze 21, 2006 22:31 przez Olat, łącznie edytowano 2 razy

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Sob maja 06, 2006 18:17

INNE ZAGROŻENIA, WYNIKAJĄCE Z WYPUSZCZANIA KOTÓW:

nie zauważymy na czas, że zdrowie kota szwankuje

pctrx pisze:Moj wypieszczony, wykochany od oseska Behemotek wlasnie sie budzi z narkozy :(
Nie bylo go caly dzien, jest wychodzacym kotem ale cos sie dziwnie dzis nawet na zarcie nie pojawial, i teraz jakies dwie godziny temu uslyszelismy jak zalosnie miauczy pod domem... siedzial dziwnie przykulony i nie chcial podejsc, kiedy w koncu wszedl do domu polecial od razu do kuwety ale nie mogl sie zalatwic... no to tel do weta i prosze szybko przyjezdzac...
Behemotek mial operacje jakas godzine, odblokowano mu drogi moczowe, kamienie :((( ma wszyty cewnik przez ktory splywa mu wszystko plus krew... ma krew w pecherzu, krew w nerkach, tak sie balam ze sie nie obudzi, teraz dochodzi do siebie po narkozie, biedaczek nie rozumie skad ma kolnierz na szyi, wenflon w lapce i cewnik wszyty, caly sie trzesie, ja jestem przerazona i boje sie pozwolic mu zasnac, jutro ma byc wizyta jeszcze po poludniu, niech mnie ktos z podobnymi doswiadczeniami uspokoi bo ja mam jutro egzaminy i boje sie go zostawic samego na noc, wykarmilam go pipetka od malenkosci i zawsze byl moim oczkiem w glowie, u weta myslalam ze czekalam dobe na jakas operacje :(
Lekarka powiedziala, ze ladnie poszlo a moglo byc gorzej, zartowala sobie nawet, ale mine miala niewesola, a moze ja tylko panikuje, mam nadzieje ze to zwyczajna panika
:(
Link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=37687&start=0


Wątek o truciu kotów:
http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=40574

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Sob maja 27, 2006 17:44

Dorota2 pisze:Niestety mam fatalne informacje dla właścicieli kotów wychodzących na dwór.
Wiadomo, że one łapią myszy ale wielu właścicieli nie ma pojęcia, że także je ZJADAJĄ. Nie zawsze oczywiście ale jednak! Pojawiła się nowa trutka na gryzonie, po której kot nie ma żadnych szans!!! Wystarczyły 24 godziny i moja kicia odeszła na zawsze po zjedzeniu myszki. Badanie krwi wykazało rozległy stan zapalny i anemię ale pomocnicze badania krwi pokazały, że nie były to choroby długotrwałe. I tak w poniedziałek wieczorem była w dobrej formie a we wtorek już nie, odeszła w środę w południe. Myślę, że to duży problem dla wszystkich, którzy kochają swoich pupili. Mam jeszcze 2 kocurki ale one też wychodzą niestety!
wszystkim życzę powodzenia

link: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=44279

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Sob sie 12, 2006 21:17

czym się moze skończyć wypuszczanie kota bez opieki:

bluerat pisze:mam zdjecia, ale sa bardzo drastyczne, dlatego zamieszcze je w postaci linku
Jezeli moderator uzna, zeby je jednak usunac, to prosze.
To wychodzacy, niekastrowany kocur, ok 2 lat. Wrocil kilka dni temu z pogryziona lapa, ktora spuchla, wlasciciel myslal ze sie z tego wylize. Niestety po 3 dniach kot wyglada tak :

UWAGA, DRASTYCZNE ZDJECIA, TYLKO DLA LUDZI O MOCNYCH NERWACH
Obrazek
Obrazek
Wlasciciel teraz chce go ratowac. Kotkowi potrzeba duzo cieplych mysli i trzymania kciukow...i cudu.

Jak miala w podpisie chyba Zuza -wychodzacy kot to twoja decyzja, ale to on gra nieustannie w rosyjska ruletke.
Pamietaj - jezeli twoj kot jest wychodzacy, pewnego dnia moze wrocic w takim stanie, jezeli w ogole wroci.

link:
http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php?t=46947







bluerat pisze:dzisiaj kolejna niepotrzebna śmierć...malutka koteczka, 3 miesiące, śliczna, o niespotykanym mięciutkim futerku...wypadła wczoraj z trzeciego piętra z balkonu
zdjęcie rtg pokazało złamanie kręgosłupa z przemieszczeniem, obustronne odłamanie główek kości udowych, przynasadowe złamanie kości podudzia w odcinku dystalnym
nie mogła sama siusiać

z rozmowy z właścicielką wynikało, że to drugi kot, który wypadł z balkonu, drugi który wskutek urazów poniósł najwyższą cenę - życie

mam nadzieję, że dopóki nie zabezpieczą balkonu nie wezmą następnego kota, nie zaryzykują kolejnego kociego życia

ps. zapytałam czy mogę zrobić zdjęcia, powiedziałam ze chcę zamieścić je na kocim forum jako ostrzeżenie dla innych - właścicielka się zgodziła, powiedziała "niech pani napisze że to był kochany, grzeczny kotek" :roll: :cry:

To jest Bajka - milutka, niebywale mieciutka mala koteczka, dzieciak jeszcze, mogla miec 3-3,5miesiaca, niewychodzaca..."tylko balkon"...
Jej zycie niestety nie przypomina bajki, przeciez bajki koncza sie dobrze...
ObrazekObrazekObrazekObrazek
...zlamany kregoslup, obydwie nogi, w kilku miejscach

"...bo mysmy mysleli, ze ona bedzie na siebie uwazac, ze rozumie ze to wysoko, ze sobie zrobi krzywde jak wyskoczy..."

Pamietaj, kot nie mysli abstrakcyjnie, nie bedzie na siebie uwazal, to my "jestesmy odpowiedzialni za to co oswoilismy".

Gdyby okna byly zabezpieczone, tej smierci daloby sie zapobiec.

link:
http://www.forum.miau.pl/viewtopic.php? ... c&start=15

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, KotSib, Silverblue i 196 gości