» Wto lut 28, 2006 12:28
Podejmowanie decyzji w sprawie czyjegoś życia lub śmierci rzecz straszna. Nie wierzę, żeby ktokolwiek podejmował taką decyzję lekko i nie miał żadnych wątpliwości, niezależnie od tego jaką opcję ostatecznie wybrał.
Wszystkim nam tutaj zależy na dobru kotów. Nawet zgadzamy się co do tego, na czym owo dobro polega (zasadniczo staramy się ograniczać kocią populację a zarazem dbamy o znalezienie opuszczonym kotom dobrych domów). To, czy ktoś się zdecyduje na wykonanie sterylki aborcyjnej lub uśpienie ślepych miotów sumienia. Bo rozum mówi, że tak jest lepiej, bo na świecie jest taka masa cierpiących, opuszczonych przez człowieka, chorych kotów, że pozwolenie na powiększanie ich grona staje się wręcz grzechem. Ale sumienie mówi, że uśmiercenie (czy to płodów, czy narodzonych już kociąt) jest również czymś złym. Jak by nie było, ta śmierć spada bezpośrednio na sumienie osoby, która taką decyzję podejmie. To już nie choroba, głód, zimno, tylko TY zabijasz. I jest to odebranie życia, odebranie jakiejś szansy.
Wspólnie z mary2004 zadecydowałyśmy o dokonaniu sterylki aborcyjnej kotce, którą w styczniu mary uratowała od zamarznięcia. Nie zmieniłabym tej decyzji, nadal uważam że była słuszna. I gdyby taka sytuacja się powtórzyła, też bym postąpiła podobnie. Ale gdyby te kocięta się urodziły, nie byłabym już w stanie ich uśmiercić. Nie pytajcie dlaczego, bo sama nie wiem. Ale znajduję w sobie tak silny sprzeciw, że wiem na 100%. Zrobiłabym wtedy co w mojej mocy, żeby je odchować i znaleźć im dobre domy. Owszem, mam świadomość, że zabrałabym wtedy potencjelne domy tym kotom, które cierpią w schroniskach.
Jak mówiłam, w takich sytuacjach nie ma łatwych decyzji.
Ale boli mnie, kiedy widzę jak różnie bywają traktowane na forum osoby opiekujące się takimi nowonarodzonymi maleństwami - dziewczyna, która świadomie dopuściła do rozmnożenia swojej pseudorasowej kotki (kocianiania) dostała masę wsparcia i cennych porad. Nie oceniam tu teraz kociejniani, uważam że nie ma to sensu, szczególnie że ona sama wyraziła skruchę i zrozumiała, jaki błąd popełniła. Podkreślam za to postawę forumowiczów - pełnych dobrej woli, przejętych, podających cenne rady. Bardzo mi się to wtedy podobało, że nikt nie naskoczył na dziewczynę tylko skupiono się na kociakach, bo to właśnie im należała się pomoc i opieka.
Zupełnie inna reakcja była na informację od Iwci, która przecież nie zawiniła w żadnym stopniu, bo nie przyczyniła się do powołania tych kociaków na świat. Ona jedynie nie dpuściła do ich śmierci, kiedy już się narodziły. W dodatku sama ma wątpliwości i wyrzuty sumienia względem podjętej decyzji. Moim zdaniem zasługuje na 100x większe wsparcie i ciepło, niż kocianiania. Choćby takie minimum. A zamiast tego otrzymała na wstępie garść cierpkich słów. I wygląda to tak, jakby kociaki kociejniani były bardziej wartościowe i zasługiwały na więcej niż kociaki Iwci...
Tylko to mnie boli.
