Właśnie...
Tak jak w wątku o łatku pisałam....
Wiesz dobrze Wima że tydzień temu byłam zdruzgotana, przekonana że te koty się nienawidzą, że męczą się ze sobą i że to moja wina, bo skazałam je na ich wzajemne towarzystwo. Chciałam szukać nowego domu dla Nesia, bo mi już kompletnie nerwy siadały. TŻ też mi nie pomagał twierdząc że zrobiłam krzywdę biednym kotkom... Ale jak wtedy rozmawiałyśmy przez telefon i on usłyszał że ja chce szukac mu nowego domku, choć wcześniej rozmawialiśmy o tym, to wtedy stwierdził ze w żadnym wypadku, ze kot już dosc sie najeździł po świecie, i ze trzeba było myśleć zanim kota wziełam.
Choć ja tak naprawdę nigdy go oddać nie chciałam, ale wtedy miałm już dość, leciałm cały czas na środkach uspakajajacych,a jak patrzyłam na te dwa kocie nieszczęścia, to mi serce pekało.
Ale widocznie to tak musi wyglądaś, być może to był jakiś rodzaj próby sił, doszło do przesilenia i sytuacja jakoś się unormowała.
To znaczy cudownie nie jest. Koty wciąż sie raczej nie lubią, co nie zmienia faktu że stanowią dla siebie jakis rodzaj atrakcji, czy coś, bo wydaje mi się że szukają swojego towazystwa, w sobotę przez moze minutę bawiły się jedną myszką, oczywiście później się o nią pobiły...
Nelson niestety wciąż nas nie lubi, nie daje się glaskać za bardzo, nie podchodzi, choć śpi z nami w łóżku. (TŻ się cieszy bo on teraz też ma kota łózkowego - bo Maciek śpi na mnie, a Nesiu na TŻ cie

). Jednak jego agresja w stosunku do nas jakby osłabła, to znaczy daje do zrozumienia że nie ma ochoty zeby go dotykać, ale juz tak bardzo lapami nie wymachuje. I juz tak bardzo nie ucieka kiedy go troszkę molestuję, a musze to robic, bo dokąd dawałam mu swięty spokój to był tylko gorzej, a teraz uż się przyzwyczaił i nawet mogę mu poogladać oczy, uszy czy sprawdzić długość pazurków nie narażając siebie i kota na stres.
Wczoraj wieczorem udało mi się go obrócić kółkami do góry, Nesiu na pogruchotaną klatkę piersiową, to znaczy wygląda to tak jakby miał złamane zebra i (lub chrząstki miedzyżebrowe) i żle mu sie zrosły. Nic mu od tego raczej nie jest ani go to nie boli. Ale tak to wyglada że w okolicach mostka wtstaje mu jedno zeberko, tak jakby na zewnatrz, a drugie jest wyraźnie krzywe. Jak Nesiu stoi to zupełnie tego nie czuć bo on ma duuuzo tłuszczyku, ale jak lezy na pleckach i tłuszczyk nieco odpłynie to wtedy tak.
Wole się nie domyślac co też mogło mu się przytrafić, bo wyobraźnie mam bogatą, może nawet zbyt bogatą....
A co do lubienia nas.... Ja Nesia wziełam po to żeby Maciek nie był sam całymi dniami, a nie dla tego zeby kotek mnie lubił

. Wystarczy mi w zupełności że jestem w stanie cokolwiek przy nim zrobić a z tym nie ma już problemu. Nesiu lubieć mnie nie musi, jego sprawa, a ja i tak jestem zakochana w tym rudym kotworze i moze z czasem.....
No nie powiem .... trochę mi zalezy zeby zmienił o nas zdanie (7 kilo ciepłego futrka do prztulania

bosch....) .... ale i tak już wiem że warto było zjejśc 2 opakowania persenu
