Dzisiaj będzie o Czapeczce.
Czapka, będąc dwumiesięcznym kocięciem zasnęła kiedyś na środku przedpokoju. Przedpokój ciemny, wtedy jeszcze z ciemną wykładziną, kot - czarny. Mój brat gdzieś się spieszył, więc nie patrzył specjalnie pod nogi. Nadepnął na Czapkę .
W domu nikogo innego nie było, brat (nastolatek wtedy) nie miał grosza przy duszy, z przerażeniem zadzwonił do nas do pracy (pracowałam wtedy z mamą), z pytaniem, co robić, bo zdeptał kota.
A Czapka po tymże zdeptaniu zaczęła strasznie płakać i skakać po mieszkaniu.
Kazałyśmy mu lecieć do weta, najbliższego.
Wetka chciała Czapkę uśpić, mówiąc, że tak mały kot ma niewielkie szanse na przeżycie. Piotrek nie zdecydował się na uśpienie, więc Czapa dostała zastrzyk przciwwstrząsowy.
Tego samego dnia raz jeszcze pojechaliśmy do weta, żeby zrobić małej prześwietlenie. Żadnych złamań nie było.
Kazano nam po prostu czekać i obserwować.
Przez dwa miesiące Czapka prawie cały czas spała. Bardzo długo nie chodziła prosto. Wyglądało to makabrycznie.
Potem zaczęła normalnieć i rosnąć, choć nigdy nie dorosła wielkością do soich sióstr. Ma też takie dziecinne futerko, ale to nie wiem, czy jest akurat związane z wypadkiem.
W tym roku skończyła 9 lat. Jest moim najukochańszym kotem, choć potrafi smaczny kąsek wyrwać mi z ust (jest po prostu obrzydliwie rozpieszczona).
Ostatnio Mysia mocno chorowała. Teraz już jest dobrze. Czapcia nadal pod ochroną.
Koty zsocjalizowane ze sobą. Najbardziel lubią spać na kupie, i tylko niektóre nieco się dystansują, ale taki obrazek nie należy do rzadkości
