dzisiaj gLutek był na kontroli - doktor D powiedziała, że wszystko jest w najlepszym porządku. Tym bardziej, że małego najwyraźniej przesatło doopsko boleć, bo wrócił go ganiania i gnębienia Dyzia.
No właśnie... Dyzio...
Dzisiaj wróciłam do domu i od razu zajrzałam do sypialni, czy gLutek jednak nie zostawił jakiejś neispodzianki. Niespodzianka była, ale...
W miejscu, gdzie leżał Dyzio (mały spał na swojej wieży) była jasna plama krwi. Nieduża, ale jeszcze ciepła. No i się zmartwiłam...
Dyzio pod pachę, gLutek do koszyka i do pani doktor. Pani doktor też się zmartwiła, obejrzała Dyzia BARDZO dokładnie, potem postudiowała wyniki badań krwi i moczu i kazała go obserwować.
Jeśli kot pójdzie do kuwety, to za pomocą czystej chusteczki higienicznej będziemy musieli sprawdzać, czy krwawienie się nie powtarza. Bo wyniki ma dobre i nic nie wskazuje na takie objawy. Badania wprawdzie były 10 dni temu, ale i przed nimi była podobna sytuacja - tyle, że wtedy nie skojarzyłam, że to mogło coś z kota wylecieć..
Tak więc na razie pilnujemy - bo może krwawienie było skutkiem zbyt skrupulatnej higieny lub pochodziło z odbytu - z powodu twardego stolca.
Kontynuujemy kurację i dopiero po jej zakończeniu będziemy obu panom powtarzać badania.
Mam nadzieję, że to tylko Dyziowa nadgorliwość...
Teraz chodzi po domu i chyba narzeka, ze został zmolestowany
PS. Dyzio schudł!
