Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

rozmowy o cukrzycy i niewydolności nerek u kotów
Regulamin działu
Uwaga! Porady na temat leczenia udzielane są na podstawie pk.13 regulaminu forum.

Post » Wto lis 11, 2025 18:26 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

Katarzynka01 pisze:
stara panna pisze:
Katarzynka01 pisze:Kluczowe jest ustalenie czy to ostra czy przewlekła niewydolność. Jak wyglądają inne parametry biochemii? Głównie te dotyczące wątroby?
Jeśli to onn, to podstawowe pytanie brzmi - dlaczego, z czego to wynika (zatrucie, stan zębów, silna infekcja np ropień itp)?
Mocznik spadł, kreatynina stoi w miejscu, jednak poziom kreatyniny nie spada w wyniku kroplówek. Ona spada dopiero gdy wyrównają się inne parametry, a organizm zacznie "dochodzić" do siebie.
Jak wygląda całość biochemii, morfologia i jonogram?
Przy takich stanach nie można skupiać się wyłącznie na wynikach parametrów nerkowych, trzeba się przyjrzeć całości.
Jeśli to ostre nerki, a z tego co piszesz prawdopodobnie tak jest, to wdrożone leczenie wydaje się ok, ale koniecznie trzeba ustalić co jest przyczyną. Co było powodem kryzysu i czy został on usunięty.
Nie martw się na zapas, jest duża szansa, że uda się ten stan opanować.
Jeśli możesz, wstaw pozostałe wyniki.


Katarzynko, przeglądając temat, znalazłam taką Twoją wypowiedź. Proszę rozwiń temat z wątrobą. Bruno ma cały czas podniesioną próbę wątrobową ALT miał ostatnio 217 przy normie do 107, ale on 3 lata temu miał triaditis i te wyniki wątroby od tamtego czasu wychodzą takie. Ma też torbiel na wątrobie, która na szczęście się nie powiększa. Ma też torbiel pod torebką nerki, która nie jest jeszcze duża, ale niestety się powiększyła, mam nadzieję, że przestanie, bo jak urośnie duża, to konieczne będzie odbarczenie...

Niestety nie wytłumaczę Ci tego tak, jak zrobiłby to wet. Spróbuję tylko.
Koci organizm to naczynia połączone (jak i ludzki) i właśnie częste jest, że chore nerki mają wpływ na stan wątroby i odwrotnie. Czasem też schorzenie nerek potrafi maskować schorzenia wątroby i odwrotnie. Faktycznie miałam taki przypadek, gdy zaczęła się ostatnia choroba Dżygita ['] gwałtownie i wysoko skoczyły mu parametry nerkowe, później opadły a wzrosły mu parametry wątrobowe, to był niestety rak wątroby
Generalnie moi weci zawsze u moich nerkowców zwracali uwagę na stan wątroby. Parametry nerkowe były zawsze badane wraz z wątrobowymi. Po prostu wiem, że tak jest, ale wywodu nie przeprowadzę :)

A czy Bruno dostaje coś wspomagającego na wątrobę?


Tak, dostaje hepatoforce. Wątroba jest pod stałym nadzorem USG, nie jest echogeniczna, ale nie ma zmian nowotworowych. Nasz lek. wet., który wyleczył Brunona z triaditis, zawsze mówił, że nerki wątrobie nie zapomną... To jest naprawdę świetny lekarz, choć trudno się z nim porozumieć (trudny charakter i styl komunikacji), ale trzeba przyznać, że wyciągnął Brunona z naprawdę ciężkiego stanu te 3 lata temu. Ale gdy zaczęły się problemy z nerkami zaczęłam chodzić do nefrologa, bo niestety ten nasz lekarz np. nie mierzy ciśnienia, choć nie wiem dlaczego. Ale Bruno ma akurat ciśnienie w normie. Po drodze wyszła też jedna wpadka z trzustką, przez co też mieliśmy problemy, no i zaczęłam chodzić do tego nefrologa, ale cały czas nie wiem, czy to dobra decyzja...

stara panna

 
Posty: 46
Od: Wto sie 13, 2024 11:33

Post » Wto lis 11, 2025 20:27 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

stara panna pisze:
Katarzynka01 pisze:
stara panna pisze:
Katarzynka01 pisze:Kluczowe jest ustalenie czy to ostra czy przewlekła niewydolność. Jak wyglądają inne parametry biochemii? Głównie te dotyczące wątroby?
Jeśli to onn, to podstawowe pytanie brzmi - dlaczego, z czego to wynika (zatrucie, stan zębów, silna infekcja np ropień itp)?
Mocznik spadł, kreatynina stoi w miejscu, jednak poziom kreatyniny nie spada w wyniku kroplówek. Ona spada dopiero gdy wyrównają się inne parametry, a organizm zacznie "dochodzić" do siebie.
Jak wygląda całość biochemii, morfologia i jonogram?
Przy takich stanach nie można skupiać się wyłącznie na wynikach parametrów nerkowych, trzeba się przyjrzeć całości.
Jeśli to ostre nerki, a z tego co piszesz prawdopodobnie tak jest, to wdrożone leczenie wydaje się ok, ale koniecznie trzeba ustalić co jest przyczyną. Co było powodem kryzysu i czy został on usunięty.
Nie martw się na zapas, jest duża szansa, że uda się ten stan opanować.
Jeśli możesz, wstaw pozostałe wyniki.


Katarzynko, przeglądając temat, znalazłam taką Twoją wypowiedź. Proszę rozwiń temat z wątrobą. Bruno ma cały czas podniesioną próbę wątrobową ALT miał ostatnio 217 przy normie do 107, ale on 3 lata temu miał triaditis i te wyniki wątroby od tamtego czasu wychodzą takie. Ma też torbiel na wątrobie, która na szczęście się nie powiększa. Ma też torbiel pod torebką nerki, która nie jest jeszcze duża, ale niestety się powiększyła, mam nadzieję, że przestanie, bo jak urośnie duża, to konieczne będzie odbarczenie...

Niestety nie wytłumaczę Ci tego tak, jak zrobiłby to wet. Spróbuję tylko.
Koci organizm to naczynia połączone (jak i ludzki) i właśnie częste jest, że chore nerki mają wpływ na stan wątroby i odwrotnie. Czasem też schorzenie nerek potrafi maskować schorzenia wątroby i odwrotnie. Faktycznie miałam taki przypadek, gdy zaczęła się ostatnia choroba Dżygita ['] gwałtownie i wysoko skoczyły mu parametry nerkowe, później opadły a wzrosły mu parametry wątrobowe, to był niestety rak wątroby
Generalnie moi weci zawsze u moich nerkowców zwracali uwagę na stan wątroby. Parametry nerkowe były zawsze badane wraz z wątrobowymi. Po prostu wiem, że tak jest, ale wywodu nie przeprowadzę :)

A czy Bruno dostaje coś wspomagającego na wątrobę?


Tak, dostaje hepatoforce. Wątroba jest pod stałym nadzorem USG, nie jest echogeniczna, ale nie ma zmian nowotworowych. Nasz lek. wet., który wyleczył Brunona z triaditis, zawsze mówił, że nerki wątrobie nie zapomną... To jest naprawdę świetny lekarz, choć trudno się z nim porozumieć (trudny charakter i styl komunikacji), ale trzeba przyznać, że wyciągnął Brunona z naprawdę ciężkiego stanu te 3 lata temu. Ale gdy zaczęły się problemy z nerkami zaczęłam chodzić do nefrologa, bo niestety ten nasz lekarz np. nie mierzy ciśnienia, choć nie wiem dlaczego. Ale Bruno ma akurat ciśnienie w normie. Po drodze wyszła też jedna wpadka z trzustką, przez co też mieliśmy problemy, no i zaczęłam chodzić do tego nefrologa, ale cały czas nie wiem, czy to dobra decyzja...

Nie wiem, z tego co piszesz to sensowny lekarz.
Coś nieortodoksyjnego napiszę a propos ciśnienia :) Obu moim nerkowcom podawałam fortecor (później ludzki lotensin - to to samo, a różnica w cenie powalała przy dwójce nerkowców). To lek obniżający ciśnienie, ale jego skutkiem ubocznym, pożądanym przy pnn, jest poszerzenie naczyń krwionośnych w nerkach, a tym samym "odżywianie" ich. U obu moich kotów sprawdzał się znakomicie. Wtedy (Dracul umarł w 2010, a Putita w 2012 roku) dostępność pomiaru ciśnienia nie była tak łatwa jak obecnie. Zapytałam wetki prowadzącej (naszej forumowej koleżanki, teraz niestety nieobecnej na forum, czego bardzo żałuję) o to ciśnienie w formie cokolwiek histerycznej. I ona mi powiedziała tak - ciśnienia Puti nie zmierzę, nie mam możliwości, ale to drugorzędne. Jeśli spadnie jej zbyt nisko, zauważysz, a korzyści ze stosowania fortecoru są nie do przecenienia.
I tego się trzymałam. To oczywiście nie oznacza, że ciśnienia nie należy mierzyć, ale też i nie ma powodu tego demonizować. Tak uważam. Ja z nefrologiem (bardzo znanym) mam doświadczenia złe. Bo zdarza się, że specjalista leczy tylko nerki zapominając, że kota (i w ogóle chorego) trzeba traktować jako całość, a nie widzieć wyłącznie jeden organ. Owszem konsultacje z nefrologiem mają sens, choć nie zawsze coś istotnego wnoszą (to mój przypadek), ale kluczem do sukcesu jest po prostu dobry doświadczony wet. Jeśli masz takiego, jak piszesz, ja bym się go trzymała. Zastrzegam - to po prostu moja opinia wynikająca z doświadczeń.
PODFORUM MEDIÓW PRAWICOWYCH, ZAPYTAJ POPRZEZ PW

Katarzynka01

 
Posty: 9521
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Wto lis 11, 2025 23:27 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

Właśnie mam mętlik. Z jednej strony wiem, że to lekarz z powołania i ma nie tylko wiedzę, ale też świetną intuicję, wiele razy pomógł moim kotom, z drugiej strony nie bardzo mi się podobało jego prowadzenie kota mojej koleżanki chorego na pnn. Leków na obniżenie ciśnienia w ciemno bym się bała, inny kot tej samej koleżanki tym sposobem nagle umarł, ale to u innego lekarza. Próbowałam się z tym naszym skontaktować, ale nie odpisał, pewnie się gniewa (mówiłam, trudny charakter). Zaczynam zresztą zauważać, że czasem lepiej nic nie robić, niż robić za dużo... Obecna nefrolog mówi o możliwej konieczności odbarczenia torbieli, jeśliby uciskała nerkę, tamten lekarz nie znieczulałby starszego kota z problemem nefrologicznym. Mam ostatnio takie poczucie, że robię dużo, a wychodzi to słabo... Mój Bonifacy umarł sam w szpitalu, bo nie umiałam odpuścić, moja Minna miała opiekę najlepszego onkologa, który mnie zawiódł nie terapią, ale tym, że praktycznie w większości przypadków go nie było i decydowała o terapii jego pracownica. Minna umarła 2 miesiące od diagnozy. Patrzę na innych (moich znajomych), jak ich koty również z diagnozą nowotworu, nieleczone, żyją miesiącami, mają doskonałe apetyty - mam dwa takie przypadki, z tym że jeden to chyba jednak IBD, tam był problem z diagnozą, a na biopsję opiekunowie się nie zdecydowali, podejrzenie chłoniaka ma już 1,5 roku. Przepraszam, że się żalę, ale naprawdę z moich doświadczeń wynika, że umierają zwierzęta leczone, nie tylko moje, tez innych znajomych, co leczą, ci co "olewają" mają lepsze wyniki, koty czują się lepiej... Jestem sfrustrowana i naprawdę nie wiem, co jest lepsze. Wiem na pewno, że w przypadku Minny na równię pochyłą wprowadziły nas tabletki na nadczynność tarczycy. Teraz kolega ma kota z nieoperacyjnym nowotworem i nadczynnością - nie leczy, a kot ma apetyt, biega, skacze i nawet chyba utył. Nadczynność maskuje objawy i pewnie umrze ten kot, ale w końcu wszyscy kiedyś umrzemy, a tak chyba nawet nie wie, że jest chory. W sensie nie czuje. Nadgorliwość jest gorsza niż faszyzm... Zawsze to powtarzam, a przy moich ukochanych zwierzątkach nie umiem odpuścić. Do nefrologa mamy niestety dość daleko, ok. 40 min w jedną stronę. Odkąd ma tę torbiel, to kazała nam przyjeżdżać co miesiąc na kontrolę. Krew mu mogę pobrać w domu (koleżanka jest tech. wet.), ale USG już mi nikt nie zrobi. No i taki mam mętlik w głowie... Może i powinnam zostać przy tamtym sprawdzonym lekarzu i pominąć ciśnienie, kroplówki to on też zlecał w zasadzie jak nie było innego wyjścia, może to miało sens, bo jonogram się nie rozjeżdżał...

stara panna

 
Posty: 46
Od: Wto sie 13, 2024 11:33

Post » Wto lis 11, 2025 23:47 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

Bardzo Ci współczuję tego mętliku. Współczuję i rozumiem bo sama miałam i mam wątpliwości, rozterki, dylematy. I nie ma na to mądrych, nie ma gotowych rozwiązań.
Kochasz, dbasz, starasz się, a życie i tak złośliwie może napisać inny scenariusz niż planowany.
Co do znieczulania starszego kota i do tego jeszcze kota z pnn, to zgadzam się z tym poprzednim wetem - bardzo bym się bała. Zdecydowałabym się chyba tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, w sytuacji gdy już nie ma innego wyboru.
Czasem wydaje mi się, że są weci bezdusznie eksperymentujący na powierzonych im zwierzętach. Dlatego proponują zabiegi o których wiadomo, że stare i schorowane zwierzę ma niewielkie szanse przeżycia, a potwierdzenie najgorszego podejrzenia nie wniesie nic bo terapia będzie zbyt agresywna i w efekcie przysporzy tylko bólu, nie doprowadzi do wyzdrowienia czy nawet przedłużenia życia.
Odziałabym wór pokutny i poszła do poprzedniego weta, chyba bym poszła.

Pewnie nie pomagam, ale rozumiem Twoje wątpliwości bo sama się z podobnymi wielokrotnie mierzyłam.
PODFORUM MEDIÓW PRAWICOWYCH, ZAPYTAJ POPRZEZ PW

Katarzynka01

 
Posty: 9521
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

Post » Śro lis 12, 2025 0:40 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

Katarzynka01 pisze:Bardzo Ci współczuję tego mętliku. Współczuję i rozumiem bo sama miałam i mam wątpliwości, rozterki, dylematy. I nie ma na to mądrych, nie ma gotowych rozwiązań.
Kochasz, dbasz, starasz się, a życie i tak złośliwie może napisać inny scenariusz niż planowany.
Co do znieczulania starszego kota i do tego jeszcze kota z pnn, to zgadzam się z tym poprzednim wetem - bardzo bym się bała. Zdecydowałabym się chyba tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, w sytuacji gdy już nie ma innego wyboru.
Czasem wydaje mi się, że są weci bezdusznie eksperymentujący na powierzonych im zwierzętach. Dlatego proponują zabiegi o których wiadomo, że stare i schorowane zwierzę ma niewielkie szanse przeżycia, a potwierdzenie najgorszego podejrzenia nie wniesie nic bo terapia będzie zbyt agresywna i w efekcie przysporzy tylko bólu, nie doprowadzi do wyzdrowienia czy nawet przedłużenia życia.
Odziałabym wór pokutny i poszła do poprzedniego weta, chyba bym poszła.

Pewnie nie pomagam, ale rozumiem Twoje wątpliwości bo sama się z podobnymi wielokrotnie mierzyłam.


Dzięki za odpowiedź, czuję, że mnie rozumiesz, zwłaszcza z tym worem pokutnym uwaga trafna . Tak, ja też nie chciałabym się decydować na znieczulenie w jego przypadku, zwłaszcza że w lipcu miał atak padaczkowy, przyczyna nie została określona, natomiast nawet wtedy neurolog mówił, że znieczulenie jest ryzykiem i to nie tylko ze względu na nerki, choć też, ale i ze względu na zmiany demencyjne, których w tym wieku można się już spodziewać w mózgu, a które mogą się nasilić w wyniku znieczulenia ogólnego. Natomiast jeśliby ta torbiel zaczęła uciskać nerkę, to co ja mam zrobić? No chyba usiąść i płakać pozostaje... Bo to też będzie miało wpływ na funkcjonowanie nerek, no obym nie musiała podejmować takich decyzji. Niestety odpowiedzi na te pytania poznaje się dopiero po fakcie. Dziś wiem, że byłoby lepiej, gdybym nigdy nie zaczęła leczyć Minny(*) na nadczynność tarczycy. W ogólnym rozrachunku nic by to nie zmieniło, ale czuję (dopiero teraz, po fakcie), że to by opóźniło objawy i podniosło jej komfort życia, a nic innego zrobić się nie dało, tylko że jak zaczynałam ją leczyć, to myślałam, że to tylko nadczynność... Zupełnie nie spodziewałam się raka. Sporo schudła, dużo piła, ale poza nadczynnością wyniki miała dobre, była radosna, biegała, tiamazol wszystko zmienił, choć wiem, że jej nie zabił, ale uważam, że przyspieszył objawy raka. Znowu o tym piszę, to wszystko jest świeże i nie przepracowałam jeszcze tej żałoby.

A swoją drogą, dziś od rana miała w głowie imię Twojego kotka Dżygita(*), już kiedyś o nim coś czytałam, sporo tu wątków przejrzałam, i właśnie dziś o nim wspomniałaś. Telepatia istnieje . Dracula(*) też kojarzę i tylko Putitę(*) "poznałam" dopiero na tym wątku. A masz teraz jakieś kotki? Bo tego akurat nie kojarzę.

stara panna

 
Posty: 46
Od: Wto sie 13, 2024 11:33

Post » Śro lis 12, 2025 1:06 Re: Kot nerkowy dla początkujących: wydanie 2, najnowsze

To są okropne dylematy, zawsze. Gdyby torbiel zaczęła uciskać nerkę, co wtedy? Wtedy wiesz, że właściwie nie masz wyboru - bo albo umrze z powodu konsekwencji tego ucisku, albo nie przeżyje narkozy, a w każdym razie narkoza znacząco pogorszy jego stan. Albo się z niej nie wybudzi. I to jest problem na miarę kwadratury koła, oszaleć można. Jest jeszcze jedna opcja - opieka paliatywna czyli zapewnienie mu jak największego komfortu i pozwolenie na to, żeby żył ile zdoła. Przepraszam jeśli to brzmi brutalnie, ale tak to jest :(
I niestety w takich sytuacjach zawsze zostajesz z podjęciem takiej decyzji sama. Bo radzić w takich sytuacjach jest i łatwo, i trudno jednocześnie. Można tylko wspierać dobrym słowem.
Czasem nawet po fakcie nie ma pewności czy decyzja była słuszna, czy nie.

Tak sobie myślę o Twojej Minnie ['] nie obwiniaj się. Nieleczona tarczyca czyni potworne spustoszenie w organizmie, a krew najczęściej nie daje odpowiedzi na pytanie czy pojawił się nowotwór. Wszystko o czym piszesz można połączyć z tarczycą i zapewne wyniki badań krwi. Kotka radosna, normalna, żadnych podejrzeń, że tam w środku coś się czai. To co miałaś zrobić? Leczyć tarczycę, nikt chyba nie podjąłby innej decyzji.
Moja Rysia ['] umarła na rozsiany nowotwór płuc, to był przerzut z usunietego 1,5 roku wcześniej guza listwy mlecznej. Latem robiłam jej badania kontrolne, wszystko było ok, a w październiku przestała jeść, nagle. Dwa tygodnie i było po kocie, umarła mając dobre wyniki krwi i nic w nich nie wskazywało na nowotwór. Nawet cytologia go nie wykazała.
Zrobiłam wszystko co mogłam, czyli w zasadzie nic, bo nic nie mogłam zrobić poza dbaniem o jej komfort w ostatnich dniach.
Nie wiem czy tiamazol mógł pogorszyć stan Minni, pojęcia nie mam. Ale jakoś (tak na zdrowy chłopski rozum bo mogę sie mylić) wydaje mi się, że złe wyniki tarczycy mogły być symptomem rozwiniętego nowotworu :(

Tak, mam teraz trzy sztuki :) Dwójkę starszaków (9 i 8 lat) oraz młodzieńca mniej więcej półrocznego - szaleję z niepokoju bo przed nami kastracja
Tu można obejrzeć (no co ja mówię, można podziwiać) kocie towarzystwo :)
viewtopic.php?f=46&t=219826
PODFORUM MEDIÓW PRAWICOWYCH, ZAPYTAJ POPRZEZ PW

Katarzynka01

 
Posty: 9521
Od: Śro gru 28, 2022 17:36

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości