to nie syndrom Sztokholmski , to kot który nie chce stracić opieki, ciepła, bezpieczeństwa..
Powyłam się

.. jaki cholernie zły świat mamy, próbujemy pomagać a później na takie decyzje jesteśmy narażeni, że musimy mówić - odejdź jak kot patrzy w oczy i nie rozumie dlaczego.. co złego zrobił, był przecież grzeczny, starał się , nawet polubił człowieka- choć tak bardzo się bał i za to za drzwi. Oby piekło pochłonęło tego kto tą kicię skazał na poniewierkę kto pozwolił jej mamie, babci, prababci rodzić
Nie wiem jak u Ciebie , u nas ataki kotek na adopcję bez szans, ale jeśli tam jakieś są, to może ją zabrać do tego garażu, oswoić całkiem i poszukać domu? Tylko niestety, zawsze pozostaje opcja, że kot dobrego domu nie znajdzie i wtedy mamy kolejnego na pokładzie do końca życia. Albo może chociaż na wiosnę ją najwyżej wypuścić , jak będzie ciepło, jak będzie mogła chociaż pod słońcem zapomnieć o swoim tragicznym losie

. Nie namawiam, bo to zbyt ryzykowna decyzja, tak tylko próbuję marzyć