proszę o poradę
22 grudnia wzięło mnie na robienie ozdób choinkowych. Wyszłam na chwilę z pokoju. Wróciła do pokoju a kot wymiotował nitką. Problem że na jej końcu była igła. Przeszukałam całe mieszkanie - igły brak. Pojechaliśmy do weterynarza - RTG nie wykryło igły. Po powrocie do domu sprawdziliśmy całe mieszkanie przy użyciu magnesu neodymowego - igła się nie znalazła.
24 grudnia - kot zaczął wymiotować. Udało nam się znaleźć pomoc - zrobiono USG - igły nie było widać, jelita wyglądały dobrze. I badaniu lekarz stwierdziła, że jelita są zatkane złogami. Kot dostał zastrzyk przeciwzapalny, przeciwwymiotny coś jeszcze i do pyszczka na przeczyszczenie. Po powrocie do domu zwymiotował lek. (w sumie tego dnia 10x wymiotował)
26.12 - zwymiotowany bezoar wielkości palca serdecznego
27.12 - bezoar ciut mniejszy
28.12 - wymioty śluzem i pojedynczymi kłaczkami - wizyta u weterynarza - kot nadal zakłaczony - lek przeciwwymiotny, lek do pyszczka na pozbycie się zatoru (tego dnia jedna porcja i druga na następny dzień). Do tego zalecenie włączenia suchej Royal Gastro (kot na mokrej Gusto jagnięcina)
30.12 - rano duży stolec. Popołudniu lekkie rozwolnienie i wymioty karmą
Północ - wymioty karmą, zaraz potem luźny stolec i kolejne wymioty resztkami
2h w nocy - wymioty podbarwioną karmą śliną, wodnisty stolec i kolejne wymioty śliną.
co robić poza tym że szukać weterynarza na cito?
czy jest możliwość że ta igła/ reszta nitki w niej jest?
czy zakłaczenie może dawać takie efekty?
lek źle dobrany/ za dużo i stąd efekt przeczyszczenia?
nie wiem już co robić/ co myśleć/ spać nie mogę a wyrzuty sumienia chcą mnie zeżreć ...