Wczoraj Lewus i Teoś miał jechać do weta na badania. To pierwsza partia. Janusz wpadł na pomysł ,że wrócę do domu i popakujemy (czytaj ja złapię) koty. Zbuntowałam się. Siedzi w domu. Danka też będzie. Co za problem by oboje to zrobili. Tym bardziej ,ze ja stara i kulawa baba, musiałabym włazić na 4 piętro. Bo mu się nie chce. Bo go poranią. Zahaczą. zgryzą...I zanim będzie ranami szpanować to krew tamować musi.
Radzę by wpierw łapać Lewusa. Łatwego do poznania przez nosek. A dopiero potem Teosia bo ten to spokojny misiek.
Po 15 telefon. Są pod pracą. Oczywiście zanim dojechaliśmy do gabinetu byłam "zmuszona" wysłuchać historii łapania. Wręcz mrożącej krew w żyłach moich. O tym jak się nadźwigał mój facet zmilczę. oba koty mają po 7 kilo i transportery są wzmocnione specjalnie.
Miał być nowy wet. Nasz Asia była rano. No, ale krew to chyba umie pobrać?! Mimo późnej godziny ciotka jednak była. Jakąś operację miała ciężką więc się spotkaliśmy. Nowe "coś" to wysoki młodzik z kucykiem. Lekko zdenerwowany gdy przyszło mu szukać w systemie delikwentów. Wetka Asia zainteresowana była stanem nochala Lewunia więc zaczynamy od niego. Janusz, jak zwykle, rozparł się na krześle, wymądrzając jak on się umordował łapiąc go. Otwieram transporter. obie pochylamy się by zerknąć na gębę futra. nad nami dynda kucyk równie ciekawy.
Zerkam na Janusza nadal rozpartego na krześle.
Nie wziąłeś tego kota
Wziął!

Oczywiście ,że tego.

Wstaje by to udowodnić i pokazać zmiany na nosie. Ale nosek wielki, czyściutki i ... należący do najgorszego dzikuna z dzieci Gabuni. Maximka! Wcale nie dziwi mnie, że walka była ostra
Tak ,że teges.

Wejście mieliśmy ostre
A ja i tak musiałam wdrapać się na 4 piętro i prawidłowe futro zapakować . Dodatkowo niosąc kolejne kilosy.