zuza pisze:No nie wiem, czy to najlepszy sposob na zniechecenie, Szara uciekajac przed torba zasikala mi caly salon kiedyś...
Nie no, spokojnie. Obstawiam, że prędzej torba zsikałaby się ze strachu, niż Aramis
Bandyta jeden
Tuż przed świtem, który jeszcze nawet nie był blady, Aramis wpadł z impetem do łóżka – drapać wezgłowie. Postanowiłam nauczyć go kilku obcobrzmiących, a jędrnych i soczystych słów.
W szarości umierającej nocy Muszkieter zdawał się jakiś dziwny. Czarno-bury kot? Eeeeee, niemożliwe. To tylko ponura poświata. Zmruż oczka Sigrid.
A potem noc ze względów zdrowotnych abdykowała i ustąpiła miejsca dniu, kompletnie pozbawionemu charyzmy. Udzieliłam mu wsparcia w postaci światła elektrycznego. I do łóżka znów przyszedł Aramis - dać buzi. Względnie - pochwalić się nowymi szatami Muszkietera
Na łapach nosi teraz stylowe rękawiczki
. Bardzo, bardzo ombre. Przy samych pazurach smoliście czarne, wyżej przechodzące w grafit i kończące się jasnoszaro. Żabot odrobinę dekatyzowany, stanowczo ucieka od klasycznej, nudnej, mieszczańskiej bieli. Grzbiet wygląda, jakby muśnięty smugą cienia. Aramis wije się po domowym wybiegu, jak na haute couture, a na koniec pada przed lustrem w przedpokoju i zastyga w zachwycie jak Narcyz.
Obejrzałam podejrzliwie kwiatki. Niedawno przesadzałam je, bo chwiały się anemicznie w doniczkach, z których ziemia w nieznanych okolicznościach wyparowała (tak tak, możecie mnie oklaskiwać, bo za to odkrycie w dziedzinie chemii będę kolejną noblistką. Ciała stałe mogą wyparować). Niby czarnoziemu nie ubyło, kot jednak jest tak potwornie brudny, jakby całą noc tarzał się w tym miale, co to go rząd tryumfalnie sprowadził zza granicy twierdząc, że węgiel Suwerenowi przywiózł.
W zasadzie powinnam wsadzić teraz piekielnika do wanny, wyszorować sumiennie, a potem zrobić mu zdjęcia, jak będzie siedział ze sklejonymi wilgocią strąkami. Hahaha. Ale będzie ubaw. Ale nie mam ani siły, ani kociego szamponu. Później podejdę do weta po tabletkę na odrobaczanie, bo ani chybi myjąc się, załapie coś szkaradnego. No chyba, że wzorem swojego szlachetnego poprzednika myć się będzie brzydził. I taki już zostanie, bo Marlon też na łaziebnego się nie kwalifikuje.
Kocham takie poranki