Jestem tutaj nowa i nie wiem czy ten temat już był czy nie (nie mogę znaleźć, a stron jest tysiące).
Ponad tydzień temu wylądowaliśmy z naszą 14 letnia kotka w szpitalu, bo zaczęła chodzić i zawodzić i tak jakby traciła na sile.
Około tygodnia wcześniej zrobiliśmy jej badanie krwi - profil geriatryczny i wyszły jakieś "delikatne" zmiany w wątrobie i nerkach i delikatna anemia (kreatynina 1.8, urea 81) - wetka kazała przejść na karmę rennal i mieliśmy wrócić na USG, niestety nie zdążyliśmy, bo w nocy przed planowaną wizytą trafiliśmy do szpitala. Diagnoza - nerki wysiadły (pierwsze badanie w nocy kreatynina 12.5, BUN 277 (norma do 36), drugie badanie po 16h i po kroplówkach: kreatynina 12.6, bun 316).
Dodatkowo wyszła jakaś zmiana na żołądku (w epikryzie opisują to jako zmiana zapalna albo chloniak) - generalnie powiedzieli nam,że kot do uśpienia.
Zabraliśmy kota ze szpitala do naszego weta i potwierdzil,że wygląda to źle. Dwie doby zostawiliśmy kotkę u niego na 24h kroplówkach. Jak ją zabieraliśmy do domu, była widoczna wyraźna poprawa w zachowaniu. (To był piątek 29/07)
Kreatynina spadła do 5.68, bun 139. Dostaliśmy kroplówki podskórne NaCl0.9 do domu 2 razy dziennie po 20ml + ircvet 1ml dziennie i Sintra 3ml dziennie do pyszczka.
Piątek i sobotę praktycznie przespała, załatwiając się normalnie do kuwety etc.
W niedzielę nastąpiła znaczną poprawa, kot zaczął więcej jeść, a wręcz żebrać o jedzenie. W poniedziałek rano, z powrotem przestała jeść. Pojechaliśmy do weta i okazało się,że wyniki się pogorszyły - kreatynina 9.16, bun powyżej 140.
Wet powiedział, że kontynuujemy leczenie domowe i mamy się przygotować,że kot przeżyje max 15 dni. Wczoraj przestała jesc, więc postanowiliśmy ja karmić strzykawka, ale ona broni się przed tym bardziej niz przed lekami,które też dostaje do pyszczka. Wręcz ma odruchy wymiotne i mam wrażenie, że dla niej to są tortury.
Czy ktoś miał taką sytuację,że kot zachowywał się w ten sam sposób? Że podawanie jedzenia było istnym koszmarem? Waham się czy przedłużać jej cierpienia (pomimo,że wet powiedział,że to jej nie boli) czy starać się dalej ja nawadniać i podawać jedzenie przez strzykawkę.
Nie jesteśmy w Polsce i nie mam zupełnie zaufania do tutejszych weterynarzy, w szczególności, że teraz już wiem,że leczenie powinno być wprowadzone już dwa tygodnie temu, po wynikach pierwszych badań.




) i nie do końca było wiadomo co się dzieje, mój bardzo osłabiony, niejedzący kotek nadal podchodził pod drzwi prosząc o spacery- które sprawiały mu zawsze tyle przyjemności. Kiedyś wychodził sam. W tym wypadku oczywiście było zalecenie "nie wypuszczać" bo nie . Ja wychodziłam wówczas już z nim.. krok w krok przy nim.. szedł w wysoką trawę, kład się w cieniu, przytulał do ziemi i zasypiał. Zapewne najchętniej by tak odszedł (większość kotów chce odejść w spokoju, samotnie) . Nie mogłam go zostawić całkiem , ale przynajmniej wychodziłam z nim ile mogłam. Kiedy nadal dość licząca na dobrą wiadomość stałam przy stole operacyjnym (weterynarz pozwolił mi być przy nim) .. i widziałam jego jelita z guzami , usłyszałam..nic już nie zrobimy, jaka decyzja ... to był cios.