Od razu widać ,że Gbrysia nie urzęduje na kotłownianym terenie. Zostaje sporo wątróbki
Dziś coś miaukoliło. A to Kajtek wreszcie przyszedł Zaczajony pod autem coś tam zagadywał. Bardzo się poprawił. Długo go nie widziałam.
A teraz z innej beczki.
Na wesoło.
W środę zeszłą miałam rezonans. No, wszyscy to wiedzą, żem rozumku poszukuję

. Na godzinę 16 wyznaczono ten ważny

zbieg. Miałam pokazać się dużo wcześniej by zameldować się, dokumenty wypełnić i przejść kawał drogi do budynku, gdzie aparat jest.
Rankiem tegoż dnia pytam małża, czy pamięta ,że mam o 16 rezonans. No, pamięta!
Czy pamięta, że mam być wcześniej. No, pamięta!
Proszę by był tak z 5 minut przed moim końcem pracy. Powody wymieniłam wyżej. No, będzie!
Wyraźnie zdenerwowany moim pytactwem był. Bo on WSZYSTKO pamięta!
No dobra.
W robocie czas leci nieubłaganie. Dużo ludzi, pytań, telefonów...Ale udaje się mi wyjść te kilka minut przed czasem. Ale Janusza nie ma. Czekam, czekam... Praca sie opróżnia. Wsio widzi mnie dulczącą "pod latarnią".
Dzwonię.
Z wyraźną pretensją w głosie oświadcza,że jedzie. Co chcę, wszak dopiero wyszłam.
Przypominam zdenerwowana, że miał być już i teraz.
Wreszcie na horyzoncie pojawia się nasze autko. Wsiadam. Ruszamy. Tylko ...miast jechać prosto, on skręca w prawo.
A ty gdzie
No przecież do weta chciałaś jechać