IrenaIka2 pisze:Trzymam ....
Trzym, trzym
Za wszystkie kciuki dziękujemy
Mała Rita ciągle na antybiotyku. Jakby gorzej dziś. Nie spała ze mną. Nawet nie przyszła się przytulić gdy wczoraj z pracy wróciłam. Może to moja wina bo bardzo zła byłam. Mało kiedy mi się trafia takie rozdrażnienie na maksa ale i mnie dopadło. Sorruniek i Prawusek za to tulanki uskuteczniały. Lewuś ma ranki/strupki na mordce. Wpierw wydawało się ,że to grzybek po antybiotykowy ale teraz pewna nie jestem. Nie rośnie mu to ale i nie goi się. Faktem jest ,że sobie wylizuje szorstkim noskiem i może dlatego wszystko takie "świeże" się wydaje. Ringo dojrzewa.
Miałam o niego telefon ostatnio. Chyba o niego bo pani nie wiedziała o kogo pyta. Wnuk jej telefony zapisał. Nie "trzymała" żadnych warunków. Wylała kubełek pretensji ,że wiele ankiet wysłała ale nikt prawie nie odpowiedział. A jeśli już to nie po myśli. Kot będzie wypuszczany i ona dopiero się z rozmów z opiekunami dowiedziała ,że jej był wychodzący. Ale jej nie był wychodzący na ...ulicę tylko do ogrodu. Więc dziwi się ,że ma odmowy. No, jeśli wyjdzie na jezdnie i trzaśnie go auto to nie jej wina. Mądry kot trzymać się będzie trawnika. Skończyłam dyskusje prosząc by dokładnie czytała co jest zawarte w ogłoszeniach i nie dzwoniła tam, gdzie nie spełnia żądań. Po co? Może zabrać sobie kota z olx , obsłużyć, wyleczyć i wyciepać na grządki...Ale ona chce już obrobionego. No, zaskoczenie
Pisałam już ,że w okolicy stołówki i kotłowni wycięto wszystkie chaszczory. Dokładnie odsłaniając brzydotę miejsca. Niestety, budki także zostały odkryte. Z daleka widziałam,że co niektóre przez ciekawskich zostały przestawione. Na pewno zaglądano do środka bo "przykrycia" usunięto. Bałam się do nich zaglądać z powodu Gabryni. Może w nich siedzi a ja swoim wścibstwem ją przegonię. W domku tuż przy samej stołówce poruszyłam ścinki by po ich ugnieceniu ew poznać bytność. Dziś polazłam zajrzeć i spłoszyłam...Gabryśkę. Ona raczej nie bytuje tak blisko ale widać zmieniła zdanie. Zatrzymała się o dziwo na zawołanie. Wróciła do mich. Poleciałam więc po ciemaku w te wertepy sprawdzać wille kocie. O dziwko okrawki polaru suche i dobrze trzymające się. Przytaszczyłam resztki pustaków osadzając je na "dachach" by było wszystko stabilniejsze. Skoro nie ma lokatora to można było grasować.





3 godziny pichcenia, dolewania wody bo zakres się wyczerpał. Rozgotowały się skwarki, cebulka i prawie warzywa. W garze został tylko karamzyt
odporny na wysoką temperaturę. Resztę wyjęłam. Jednak poległam przed przyjściem rodziny z pracy. Niestety, blender nie pomógł mocno. Trudno, zeżrą co jest. Albo będą cmoktać puste talerze. Doprawiłam, dodałam co trzeba i wyłączyłam gaz. Dla osłody zostawiłam jeno kości do obgryzienia. Janusz i danka lubią to. Ja nie znoszę ich zachwyconego cmokania i siorbania wiec jak tylko w brzęk pokrywek doszedł mych uszu poszłam spać. Rano widzę ,że polewki ubyło. I nie ma kości. Czyli żarli. Na wszelki wypadek pytać o smaki nie będę bo po co mi krytyka, postanowiłam. Zapakowałam katering , nalałam wody i podygałam dziki karmić. Jednak się okazało ,że nie oni się najedli. Gdy światło zabłysło ciemnym porankiem po moim powrocie, na dywanie w pokoju znalazłam resztki wędzonek, którymi podzieliły się koty.










(AMY 


Jaka piekna i duza! A jaka zadowolona i pewna siebie!
