Nolina zaistniała na miau 13 czerwca moim wpisem na wątku Palucha:
madrugada pisze:Napiszę relację widzianą z drugiej strony. Ze strony adoptującego, jak się potem okazało, tylko potencjalnie.
Dziś spędziłam w schronisku 1,5 godziny i wróciłam do domu z pustym transporterem.
W domu wszystko przygotowane na przyjęcie kota. Ja, po ponad 2 latach" bezkotności", dojrzałam do tego, żeby znów dać dom jakiejś biedzie.
Jednej, z różnych, dokładnie przemyślanych powodów.
Kotka, którą sobie upatrzyłam (fakt, że wcześniej nie skontaktowałam się z wolontariuszką-opiekunką), była zbyt młoda, by pójść do adopcji jako jedynaczka.
Bardzo miła pani, nie wiem czy wolontariuszka, czy pracownica schroniska, poświęciła mi bardzo dużo czasu, bym mogła wybrać kota, z którym poczuję chemię.
Mój emocjonalny, ale i po namyśle, racjonalny wybór padł na Nolinę (0351/21). I kotka chyba też mnie zaakceptowała.
Moja ankieta została zaakceptowana. I kiedy udałam się do kociarni, by brzydko mówiąc "zapakować" kotkę do transportera, okazało się, że kotka ma właściciela.
Jest zaczipowana. Co prawda właściciel nie zgłosił się do schroniska po odbiór kotki. Został do niego wysłany list polecony (za potwierdzeniem odbioru) i zwrotka jeszcze nie wróciła do schroniska. Zgodnie z prawem nie mogę tej kotki adoptować.
Czekam więc na zwrotkę, kotka czeka na dom, a prawo jest po stronie właściciela, który.... historię kotki można przeczytać na stronie schroniska.
Nie mam żalu do nikogo. Mam tylko wielką nadzieję, że będzie mi dane zamieszkać z Noliną.
17 czerwca przywiozłam ją do domu i napisałam tak:
madrugada pisze:
Na razie jedno zdjęcie.
Nad wątkiem myślę, ale dopiero jak, przewali się ten tydzień.
Całą drogę ze schroniska (jechałyśmy komunikacją miejską, godzinę z Palucha na Pragę) płakała w transporterku. Nie wiedziała, co się dzieje.
Za to w mieszkaniu poczuła się jak u siebie. Obeszła wszystkie kąty, pojadła, egzamin z kuwety zaliczyła na 6.
Nolina to koci ideał. Spokojna, łagodna, delikatna, spragniona czułości. Chodzi za mną jak pies. Podskakuje pod rękę, mruczy, ugniata. Wita mnie przy drzwiach, gdy wracam do domu.
Musiałam założyć jej kaftanik, bo zaczęła wylizywać ranę. Gdy nieporadnie ją ubierałam, trochę się wyrywała, ale ani razu nie syknęła, nie warknęła, nie użyła ząbków ani pazurków.
Cud, miód, malina dziewczyna.
W piątek koteczka odwiedziła weta, dostała zastrzyk z antybiotykiem, została obejrzana ze wszystkich stron, w pyszczku masakra, czeka nas zrobienie porządku. Na lecznicowego rezydenta, Lucjana Pazura nakrzyczała, gdy podszedł za blisko. Poza tym była wyluzowana, jak na plaży.
Koteczka była już na Paluchu trzy lata temu. Wtedy została zaczipowana i w bazie Safe Animal ma wpisaną datę urodzenia 03/2017. Wetka stwierdziła, że na pewno nie ma 9 lat i gdyby nie stan uzębienia, skłaniałaby się do tego, że jest czterolatką, bo jest drobniutka, malutka, jak kociak. Krakowskim targiem wpisano jej do książeczki wiek 6 lat.
Tak wyglądała schronisku w 2018 roku:
a tak, gdy ją zabierałam:
Musiała się bardzo długo błąkać po ulicach, zanim Straż Miejska ją odłowiła.
Już pisałam, że Nolina jest kotem idealnym. Spokojna, nienarzucająca się, choć bardzo lubi towarzystwo człowieka. Można z nią pogadać i jest ogromnym miziakiem. Pracujemy razem - Nolina leży na krześle obok mnie i gdy tylko wstanę z fotela, od razu mnie podsiada.
I oczywiście śpi ze mną, przytulona do moich nóg. Rano budzę się na skraju łóżka, przykryta skrawkiem kołdry .
Polubiła też balkon, co ogromnie mnie cieszy. Bałam się, że po okresie bezdomności nie będzie miała ochoty na świeże powietrze.
Nolina ma tylko dwie “wady”:
- w ogóle nie pije wody (daję jej mokrą karmę 4-5 razy dziennie i dolewam sporo wody);
- nie umie się bawić. Kupiłam jej dużo zabawek, a ona zupełnie nie wie co z nimi zrobić