Ofelia mój maj wyglądał następująco - pobudka o 7 rano (czasem wcześniej), wyjście z domu godzinę później, zasuwanie do 15-16 (albo 17-20 jeżeli miałam pecha), drzemka, zjedzenie czegoś, punkt 17:00 wyjazd do biura, 5 godzin później wczołganie się do mieszkania, szybki prysznic, żarcie, spać. Chyba, że miałam psy do 20:00, wtedy wyjazd do biura następował później. W weekendy starałam się ograniczać do tych 8 godzin pracy - w końcu należy się człowiekowi trochę odpoczynku
. Wszelkie karmy, kuwety i inne cuda miałam głęboko w nosie - liczyła się tylko poduszka.
Dużo mi tutaj broiły niezliczone spotkania z nowymi klientami, a miałam je prawie codziennie (a czasami nawet parę dziennie). Każde takie spotkanie zajmuje mi ok. 2 godziny
. Za to udało mi się w miesiąc jako-tako poukładać życie zawodowe i bardzo się z tego cieszę
. Dzięki temu będę mogła wziąć urlop w okolicy tulkowego porodu.
Ps. Po za tym... tak, jestem pracocholikiem. Jeżeli nie mam swojego prywatnego kogoś, kto mnie potrzebuje, pod opieką (=realnego powodu do siedzenia w domu) to wpadam w ciąg
.