Wczoraj wieczorem zadzwoniła wet i ustaliłysmy, że mimo wszystko musze złapać nutkę i podac jej bunondol. Przed poracą jeszcze przeanalizowałam wypis z zabiegu u Milenki i Milenka przez 4 dni dostawała dwa razy dziennie bunondol,a dodatkowo przez dwa dni zastrzyk przeciwbólowy. A nie miała drutowanej żuchwy. W tym kontekście jedna dawka bunondolu w dniu zabiegu Nutki, a potem tylko raz na dobę loxicom to prawie nic.
Przyszłam, wyszłam z kotami na korytarz, sprytem zamknęłam Nutkę w przedpokoju (jako ostatnia wbiegła do domu z korytarza), dałam bunondol, przytuliłam na rękach, wypuściłam dziewczyny znowu na korytarz, jakby nic się w międzyczasie nie wydarzyło. Nutka już nie wyszła, została w domu, a po 3-4 minutach patrzę, a ona dojada porcję z południa. Wprawdzie nie wiem ile tam było, czy nie zjadła jej trochę Milenka, bo nie zdążyłam spojrzeć, ale troszkę czasu pomału ją jadła. Potem już nic nie chciała, dałam więc ze 30 chrupek i nic to myslę, trochę mało. Pokroiłam mięsko dziewczynom, patrzę, Nutka robi kilka kółek wokół misek aż w końcu zaczyna jeść! Zjadła kilka sporych kawałkow, z miski Milenki, a nie ze swojej , gdzie miała maleńkie pokrojone. Widac było, jak jej nie wygodnie, jak musi się nauczyć jeść. Dzisiaj pojechałyśmy do wet - dostała kroplowkę z lekami. Wet obmacała brzuszek i jest ok i troszkę zajrzała do pysia - powiedziała, zę się goi, że jest trochę opuchnięte, ale adekwatnie do sytuacji, ale ze ta opuchlizna (przy pękniętej żuchwie i tym drucie ) jej nie boli, bo dotykała. Natomiast się mocno zdziwiła, aż zamyśliła nad ilością nitek, ktore Nutusia ma w pysiu... ech, już szkoda słów.
Wracając
kwiryna podjechała i oddała Nutce dawkę bunondolu - dzięki !!!
. Podałam od razu, zeby już jej dzisiaj nie łapać. Dziewczyna boi się mnie bardzo. Siada w odległości, patrzy na mnie i widze jak walczy ze sobą, bo zawsze wskakiwałą do mnie do łóżka i razem oglądałyśmy tv. Dzisiaj zrobiła postęp, podeszła na pół metra, ale podumała i zrezygnowała. Natomiast też po czasie zjadła znowu mięsko.
Ja odetchnęłam z ulgą. Bo już miałam wizję, że ona oprocz bolu się pochorowała ze stresu. Uwierzcie, naprawdę wyglądała marnie, apatyczna, z przymrużonymi oczami kota cierpiącego a jednocześnie w ciągłym pogotowiu gotowa do ucieczki przede mną. Teraz już dokładnie widzę, ze to "tylko" ból odpowiada za jej samopoczucie. Nie mam, niestety , bunondolu na jutro, ale może już jutro wystarczy tylko loxicam? Kupiłam pół buteleczki... jak nie będę go organizowała w poniedziałek. Odezwę się do doktorka, niech działa.
Potem jeszcze opiszę ceny, jakoś podsumuję ten strasznie trudny dla mnie tydzień. Jestem wykończona fizycznie i nerwowo. Leczenie nieobsługiwalnego i tak przerażonego kota jest trudnym wyzwaniem, a chyba najgorsza jest bezradność, bezsilność, ze nie można pomóc.I ta huśtawka emocji, zje, nie zje, i Notka alergiczka plącząca się pod nogami, bo ona przecież chce i musi dostac to co tak przepieknie i mniamuśnie pachnie. Dostała, miała biegunkę, teraz ma alergię i czerwony brzuszek od lizania. Dlatego też ważne, aby nutusia zaczęła już sama jeść mięsko, ktore uwielbia.
Mi dopiero dzisiaj odpuściły nerwy - fizycznie wysiadłam, na rękach mam odciski od noszenia transportera. W pracy 3 osoby pozytywne, na zwolnieniach, na szczęscie nie z mojej rotacji.\
Ale wczoraj miałam mega niespodziankę - dostałam nagrodę!! I mogłam oddać trochę pożyczonej kasy na zabieg. Po pół roku pracy.. byłam w takim szoku, ze nie mogłam się skoncentrować na spotkaniach
Na koniec raz jeszcze przeogromne podziękowania dla
gusiek1 - mimo swoich obowiązków , pracy zawiozła mnie i Nutusię w e wtorek z samego rana na zabieg... Naprawdę pomoc nie do przecenienia.