Powolutku przytomnieję dzięki pomocy Wojtka, gdyby nie mógł przyjechać Cosi operacja byłaby odwołana. Wojtek przejął opiekę nad Cosią, jeździ z nią na kroplówki i pomaga przy reszcie stada. Cosieńkę usiłujemy uwalniać od kołnierza w domu, ale trzeba nieustannie mieć ją na oku, bo jak rozwali szwy to mamy drugą operację i wszystko od nowa. Więc panuje w domu hasło nieustające : patrz na Cosię, pilnuj Cosi itd.No i śpi z Cosią, bo lubi brunetki o wyraźnych cechach otyłości, jak to był uprzejmy pewien doktor ortopeda zaznaczyć w wypisie Cosi ze szpitala rok temu czego mu do dzisiaj nie wybaczyłam
.
Ale to wszystko nic, Wojtek wczoraj podał Pasiowi insulinę
a przed chwilą zmierzył cukier z uszka i udało mu się to za pierwszym razem
Cukry mamy mniej więcej na podobnym poziomie 330-380, niech się to jakoś osadzi a organizm trochę ogarnie, potem pomyśli się o modyfikacji dawki.
Na razie Cosia, bo szwy i kołnierz będzie miała zdejmowane być może dopiero 1-go października
, więc nie wszystko na raz.
A tu pokażę Chłopaków rano. Głaskałam Pasia, ale oczywiście przybiegł Wielki Bratu, że Bratu też i trochę Pasia przywalił swoim cielskiem
potem spali już zgodnie i oczywiście razem
Idę pilnować Cosi.
Insulina o ósmej, wolę nie patrzyć jak Wojtek to poda, ale chyba odkrył w sobie nową pasję, bo jak mi wiadomo nigdy w kota nie wkłuł igły przedtem