Zwierzęce sprawy mnie kiedyś wykończą...
Zrobiło się chłodniej i większa konkurencja do miski, więc kocur, który dotąd zachowywał się jak typowy wolno żyjący, nagle zaczął się przymilać, próbować ocierać i chyba nawet mruczał. Gdyby nie brak chętnych na koty, to można by było sprawdzić, czy polubi życie w domu.
Drugi kocur już dawno się zawiódł na człowieku i ma coś w rodzaju rozdwojenia jaźni. Mruczy i barankuje, żeby natychmiast zaatakować wystawioną do niego rękę. Nauczona doświadczenie przestałam odpowiadać na jego zaczepki, ale on i tak potrafi walnąć pazurem puszkę, gdy nakładam żarcie. Może udałoby się go zresocjalizować, ale do tego potrzeba też chętnego na adopcję.
Choćby nie wiem co, nie dam rady wziąć dwóch niepewnych kocurów do domu. A szkoda mi ich bardzo
Ponadto jest ten jeden, który śmiało nadaje się do domu. Już myślałam, że duże kocury go zaakceptowały, ale nie. Jeden ciągle potrafi młodego zaatakować.
No i na jednym polu widzę czasem psa. Jest okropnie daleko od drogi, nie zbliża się na tyle, żebym mogła mu wystawiać jedzenie. Zresztą co bym z tym czworonogiem zrobiła... Gdyby chociaż adopcje psów szły jak świeże bułeczki, mogłabym kombinować, a tak ciągle rozważam...
Dość