Alinkaka, przede wszystkim bardzo Ci współczuję straty Felusia. Wiem jak to boli. Dwa tygodnie temu, po 11. wspólnych latach odszedł mój kochany Kacperek adoptowany w 2009 r. ze schroniska jako dwumiesięczny maluch z ciężkim kocim katarem, z herpesem i wirusem calici. Gdyby został tam jeszcze tydzień byłoby po nim. I cieszę się, że nie przestraszyłam się wtedy jego stanu - kierowana odruchem serca wzięłam tę bidę i była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, bo przyniosłam sobie do domu skarb. Kacper doszedł do siebie w błyskawicznym - jak na jego stan - tempie.
Niemal wszystkie koty, które trafiły pod mój dach to koty adoptowane z łódzkiego schroniska. Brałam też do domu tymczasy - właśnie te chore maluchy, które w schronisku nie miały szansy na szybkie wyleczenie, a niekiedy jedynie na szybką śmierć. W domu miałam swoje koty, zaszczepione i zdrowe, ale mimo to starałam się, żeby ich kontakt był minimalny. Taki chory dzieciak spędzał czas głównie w klatce wystawowej ustawionej na środku pokoju. Był w centrum życia domowego, ale nie w bezpośrednim kontakcie z moimi, dopóki nie wyzdrowiał. Nigdy żaden z moich kotów się niczym poważnym nie zaraził - czasem zaczynały smarkać, czasem łzawiły im oczy gdy jakiś chorowitek kichał na nie przez pręty klatki. Najczęściej wystarczało kilka dni unidoxu i było po wszystkim. Może miałam szczęście.
Poza tym, z tego co jest napisane w ogłoszeniu wynika, że kocio jest zdrowy, zaszczepiony, więc wszystko powinno być dobrze. Może zmiana domu, otoczenia spowoduje przejściowy spadek odporności i katar się odezwie, ale wcale tak nie musi być.
Kciuki za podjęcie dobrej decyzji