Cześć
Pisałam już kiedyś trochę o moich dwóch ogonach, i kilka osób podpowiedziało mi wtedy, więc teraz też zwraca się o poradę.
Jednocześnie szukam też namiaru na jakiegoś behawiorystę w Warszawie, jeśli ktoś ma kogoś sprawdzonego.
Ale, podpowiedzieć proszę doraźnie.
Koty mam dwa, wykastrowani czteroletni bracia. Ostatnio wiele się u nas wydarzyło, stresujących zmian zwłaszcza. W styczniu przeprowadzka, do innego miasta w dodatku. Ale w nowym miejscu zaadoptowały się szybko - większa przestrzeń, parter z osiatkowany balkonem więc luz.
Niestety w maju rozstałam się z mężem. On się wyprowadził, wcześniej przez kilka tygodni w domu było dosyć nerwowo. Później po jego wyprowadzce moje emocje wisiały w powietrzu. Wprowadziła się współlokatorka która zajęła jeden z dwóch pokoi, i koty nie mają tam wstępu. Zaakceptowały.
Jednak wyjechałam trzy tygodnie temu, no i nie było mnie dwa tygodnie. Wspołlokatorka była w domu ale że nie znam jej dobrze, powierzyłam opiekę nad kotami przyjaciółce na zmianę z koleżanką. Codziennie ktoś przychodził.
Ale moje koty są do mnie bardzo przywiązane,potrzebują dużo kontaktu. Teraz kIedy nie ma męża częściej zostają same w weekendy. Bo ja zajmuję się różnymi rzeczami, w zawiązku z którymi wyjeżdżam dużo. Kiedy wychodzę miauczą, zawsze tak było. Widzę że jest to dla nich trudne ale nie bardzo wiem jak pogodzić to z tak zwanym normalnym życiem...
W czasie mojej nieobecności bardzo miauczały w nocy więc moja współlokatorka wpuściła je do siebie na noc. I Timon teraz ciągle wyje pod drzwiami, już tydzień, bo che wejść. A ona nie chce go tam, i ma prawo. Pumba wyje z innego powodu - zawsze był neurotykiem, ale kiedy mnie nie było uszkodził siatkę i dwa razy wyszedł przez balkon. Teraz chce mnie przekonać,żebym go wypuściła.
Wiem, że zebrały im sie stresy z tych wszystkich wydarzeń, zniknięcie męża, nowy człowiek w domu, zamknięcie kawałka przestrzeni, mój wyjazd. Ale miauczą nieustanne, boję się że sąsiedzi zaczną się denerwować, no i głupio mi bo nie daj żyć mojej współlokatorce. Ja mam już spuchnięta głowę, nie wiem co robić. Kiedy jestem w domu głaszczę, tulę, rozmaiwam ( nie pracuje w domu, więc wychdzę do pracy codzienne) . Nie chcą się bawić, ciągle są niespokojne i nakręcone wyją pod drzwiami albo na balkonie.
Zdrowe raczej są, choć pójdę do veta w poniedziałek. Jedzą dużo,polują na owady, w nocy śpią jak już się uspokoją, jak je zacznę głaskać to mruczą jak ciągniki.
Ewidentnie problem jest stresowy, tylko trudno już wytrzymać. Kupiłam feliwaya, juz miesiąc temu. Niby trochę działał ale teraz, po tym wyjeździe jest dramat.
Powiecie, co myślicie ? Naprawdę się staram żeby je teraz jakoś wyciszyć ale opadają mi już ręce.