To fakt, był wyjątkowy. I nie da się ukryć, że dom jakiś taki cichy i jakby bez kotów teraz ...
Znikot pokazał, że można po 5 latach "znikocenia" gdzieś po krzakach i ruderach stać się w pełni kotem domowym. Kotem, u którego nie został żaden ślad nieufności czy niezdecydowania. Ufał mi w 100% - fantastyczny pacjent do obsługi; leki łykał grzecznie od samego początku, a ostatnie tygodnie czekał na karmienie (ręczne, bo przestał jeść) i jadł ile dałam. Kiedy odchodził, miał nadal prawie 5kg.
Oczywiście on wie, że natura nie znosi pustki i że nie może zostać niezagospodarowane miejsce.
Razem z Vovą pewnie obmyślili plan i przysłali mi czarnego "z(a)miennika"
Znikot przez ostatnie dni prowadził z nim dysputy przez szybę
Roboczo nazwany Panem Kotkiem, albo w skrócie Kondziem. Widuję go od paru tygodni, od tygodnia przychodzi regularnie i czeka na progu (identycznie jak Vova!)
Mam nadzieję go zgarnąć na dniach na kastrację i oględziny. To młody kot.