Koki no niestety.... nie każdy może być istotą idealną jak my
.
Zamknęłam się dzisiaj z rana na klatce schodowej. W szlafroczku! W mieszkaniu siedzę sama, nikt mnie nie wpuści, a w całej Anglii są te cholerne drzwi zatrzaskowe. Na mój widok idący po schodach listonosz zwolnił... Fakt, prezentowałam się dość cudnie - znowu wyrwał mnie z objęć jasieczka, bo mu się nie chce drzwi kodem otwierać. Rozczochrana, zaspana twarz, cieplutki, puchaty szlafrok i wzrok na skraju załamania psyhicznego. Innymi słowy listonosz dotarł do mnie w momencie jak uświadomiłam sobie, że w domu mam 2 głodne koty, a sama utknęłam pod drzwiami na bóg wie ile. Dziesięć dni najpewniej, bo wtedy Księciunio wraca... 10 dni koty przeżyją, ja też, ale nie mam kasy na leczenie im wątrób! Zacięłam się akurat na tym leczeniu, innej opcji nie ma, kocie wątroby mi świat przysłoniły. Istnieją wszak profesje, w których mogłabym dorobić, ale w samym szlafroczku wybór miałam dość ograniczony do jednej.
Na myśl o profesji wszystko we mnie wierzgło. Ocknęłam się z odrętwienia, zobaczyłam przed sobą listonosza próbującego mi wcisnąć jakąś ulotkę. "Chłopak mi wyjechał, a mi się drzwi zamykają. Chce pan sprawdzić?" Zaproponowałam uprzejmie, ponurym głosem. Z nerwów trochę pomerdały mi się czasy w języku Miłościwie Nam Panującej - przeszłam na czas teraźniejszy, zapominając o istnieniu przeszłego. Nie jestem pewna co sobie listonosz pomyślał, ale stracił głos z wrażenia. Powtórzyłam swoje niezwykle uprzejme pytanie dodając równie zachęcająco jak ponuro "Sama jestem! Na dwa tygodnie!". Jednocześnie myślałam, że gdyby ten głąb nie wyrwał mnie z łóżka to nie przeszłabym przez te przeklęte drzwi bez klucza w ręku.
Listonosz w końcu się odblokował. Spojrzał niepewnie na mnie, zmierzył spojrzeniem mój strój i dostrzegł zamknięte drzwi za moimi plecami......
Opisu otwierania drzwi wam oszczędzę, gdyż do ich naprawy wystarczy mi śrubokręt i wolę, żeby metoda została tajemnicą.
... "Mój bohaterze!!!" krzyknęłam do wyrosłego w tajemniczym międzyczasie listonosza nr dwa. Następnie, ponieważ poranna natura rządzi się swoimi prawami, staranowałam obu w drodze do toalety. Po wyjściu zapewniłam obu panów, że ja sobie poradzę - naprawię zamek, znajdę kogoś kto naprawi, wymieniam go za 5 minut, jeszcze dzisiaj montuję nowe drzwi! Ja wszystko, tylko idzcie już sobie i dajcie mi się przebrać z szlafroczka! I sprawdzić koty (ze zdrowymi wątrobami)!!! Kot, sztuk jeden, został namierzony natychmiast i zażądał żarcia cichym głosem. Wszak oszustom byle co humoru nie popsuje, jeść trzeba, a mała świnia doskonale wie, że uprzejma prośba daje lepsze efekty od bezsensownych wrzasków. Tchórz, zwany również kotem nr 2, zniknął. Dopiero po półgodzinnych poszukiwaniach udało mi się ją namierzyć pod łóżkiem.
Mam nadzieję, że wy też mieliście miły poranek
.