Moi Drodzy,
Straciłem kilka dni temu swoją najlepszą przyjaciółkę, najwspanialszą istotę w swoim życiu - Kiki.
Wytrzymałem tylko weekend i w poniedziałek pojechałem po 3-miesieczne kocie do Pani, która miała je na wydanie od swojej kotki, która mieszka na dworze(dodam tylko, że kociątko jest wypisz-wymaluj moja kochana Kicia..)
Kotek nie jest jakoś specjalnie dziki bo nie drapie i nie prycha ale widać, że jest bardzo zagubiony i wystraszony. Siedzi non stop w jednym kącie. Rozumiem, że potrzebuje jeszcze czasu i może to potrwać ale problem w tym, że od ponad doby nie ruszył ani wody ani jedzenia a kupione jest wszystko specjalnie pod takie młode kociątko, w wielu, różnych smakach.
Zastanawiam się czy przyzwyczai się do mnie, skoro nie widzi mnie w ogóle bo jest schowany. Jeszcze bardziej mnie martwi to jedzenie bo ja tam w ogóle nie podchodzę, tylko podsunąłem miskę i kuwetę. Kupki na razie robi pod szafką, trudno.
Niestety jestem sam i chodzę normalnie do pracy, więc liczę że chociaż jak mnie nie ma to wychodzi i poznaje mieszkanie ale nie jestem tego pewien. Być może jest tak sparaliżowany strachem, że siedzi tam non stop..
Czy ktoś może coś doradzić, by zdrowo przeszedł ten trudny dla niego etap?